- Ostatni raz zagrałem w kadrze podczas debiutu Beenhakkera w meczu z Danią. Jakiś ogon, kilka minut. Więcej powołań już nie było. Minęło pięć lat. Nie jestem jeszcze taki stary. Nie skończyłem trzydziestki. Skłamałbym, jeślibym powiedział, że mnie gra w drużynie narodowej nie interesuje. Wiem, że to banał, ale usłyszeć "Mazurka Dąbrowskiego", stojąc na zielonej murawie przed meczem drużyny narodowej, to przeżycie bezcenne - powiedział Mila w rozmowie z Polska The Times.
Śląsk Wrocław nie był faworytem dwumeczu z Dundee United, a jednak to wicemistrz Polski okazał się lepszy. Jaka jest recepta na sukcesy wrocławian? - Dobra atmosfera. Nie wiem, jak jest w innych zespołach: Legii, Polonii czy Lechu. Ale my tu we Wrocławiu tworzymy naprawdę zgraną paczkę. Kolegujemy się, spotykamy także poza klubem. Jak jest jakiś problem albo przeciwnie: jakiś powód do radości, to organizujemy swoje tajne narady (śmiech). A tak poważnie, to jest tu grupa chłopaków, którzy w futbolu za wiele nie osiągnęli - i mam tu także siebie na myśli - grupa, która jest głodna sukcesu. My po prostu chcemy coś ugrać. Jesteśmy ze sobą od dłuższego czasu. Znamy swoje plusy i minusy. Bardzo mi to przypomina czasy Groclinu, z którym radziliśmy sobie w rozgrywkach o Puchar UEFA kilka lat temu, gdy udawało się ogrywać takie sławy jak Hertha czy Manchester City - dodał Mila.
Źródło: Polska The Times.