Jednym z antybohaterów meczu Ruchu z PGE GKS był pomocnik gości Kamil Kosowski. Były reprezentant Polski wrócił do ekstraklasy po czterech latach, ale na debiut musiał poczekać 45 minut,
"Kosa" na placu gry pojawił się tuż po przerwie, a po kolejnych 22 minutach ostro zaatakował Marka Szyndrowskiego i sędzia ukarał go żółtą kartką. Kilka minut później Kosowski mógł otrzymać kolejne upomnienie, ale Paweł Raczkowski był łaskawy dla 3-krotnego mistrza Polski w barwach Wisły Kraków. Jednak w 82. minucie arbiter, po kolejnym ostrym zagraniu "Kosy", musiał wyrzucić bocznego pomocnika z boiska.
Osłabiony PGE GKS, który po zdobyciu wyrównującego gola poczuł krew, musiał się cofnąć i w doliczonym czasie gry stracił gola. Po meczu trener bełchatowian Paweł Janas nie krył rozgoryczenia postawą swojego podopiecznego. - Na pewno w najbliższym czasie czeka nas rozmowa. Chyba Kamil będzie musiał usiąść na ławce i spędzić tam cały mecz, aby zobaczyć jak gra się w polskiej ekstraklasie, i jak reagują sędziowie - powiedział były trener reprezentacji. - Nie wiem czy przy pierwszej kartce zagrał celowo. Trudno mi to ocenić z perspektywy ławki rezerwowych - Janas wrócił do faulu Kosowskiego na Szyndrowskim, który w efekcie kończył pojedynek z rozbitym łukiem brwiowym.
Sam zainteresowany po meczu zapewniał, że nie chciał obrońcy Niebieskich zrobić krzywdy. - Przy wyskoku do piłki nikt nie myśli, aby uszkodzić rywala - stwierdził "Kosa". - To dopiero moja druga czerwona kartka w karierze. Pierwszą otrzymałem w spotkaniu ligi cypryjskiej. Mam nadzieję, że trener nie straci do mnie zaufania - wyraził nadzieję Kosowski, który nie słyszał słów wypowiadanych przez Pawła Janasa po meczu.