Michał Piegza: Zostałeś bohaterem meczu w doliczonym czasie gry pewnie egzekwując rzut karny, który dał Niebieskim trzy punkty. Noga nie zadrżała?
Paweł Abbott: W piłce nigdy nie można powiedzieć, że jest się czegoś pewnym na sto procent. W moim wypadku też tak było. Gdy sędzia podyktował karnego, pierwszy wziąłem piłkę i jej nie oddałem kolegom. Chciałem strzelać i czułem, że trafię.
Byłeś wyznaczony do wykonywania jedenastki? Do tej pory ten element wykonywał w Ruchu doświadczony Wojciech Grzyb
- Gdy sędzia pokazał na jedenastkę Wojtka nie było już na boisku. Od razu zdecydowałem, że to ja będę strzelał, a koledzy nie mieli nic przeciwko. Chyba widzieli to w moich oczach i odpuścili. Teraz można powiedzieć, że Wojtek był specjalistą od karnych (śmiech). Oczywiście będziemy jeszcze rozmawiali o tym kto ma podejść do jedenastki, gdy znowu ją otrzymamy.
Jak z twojej perspektywy wyglądała sytuacja z rzutem karnym. Od razu byłeś pewien, że Ruchowi należy się jedenastka?
- Karny był ewidentny. Szacunek dla liniowego, że pokazał głównemu zagranie ręką Lacicia. Trochę to trwało zanim arbiter zareagował, ale ostatecznie dostaliśmy jedenastkę. Dzięki temu trafieniu znowu zrównałem się z Arkiem Piechem. W sparingach zdobyliśmy po pięć goli, teraz znowu trafiliśmy po razie.
Wiedziałeś jak wykonasz jedenastkę? Miałeś wybrany róg?
- Nie mam stałego miejsca, w które strzelam. Oczywiście przed uderzeniem wybieram róg, w który mierzę. Przecież nie powiem, że zawsze uderzam w to samo miejsce (śmiech).
W internecie można znaleźć kilka twoich bramek zdobywanych z rzutów karnych w ligach angielskich. Tam byłeś głównym wykonawcą jedenastek?
- Chyba w każdym klubie, w którym byłem jako pierwszy byłem wyznaczany do jedenastek. Ostatnio nie trenowałem karnych. Zresztą w porównaniu do meczu jest to zupełnie coś innego.
Do bramki PGE GKS Bełchatów mogłeś trafić jednak wcześniej. Po dograniu Marcina Malinowskiego źle trafiłeś w piłkę i szansa przepadła.
- Byłem wściekły na siebie. Po ciężkich przygotowaniach bardzo chciałem strzelić pierwszego gola w ekstraklasie. Przecież właśnie na takie okazje się czeka. Trudno się dziwić, że byłem zły. "Malina" świetnie mi podał, a ja skiksowałem. Dlatego tak bardzo zależało mi, aby strzelić gola z karnego.
Po zdobytym golu eksplodowałeś z radości. Sprintem pobiegłeś do kibiców.
- Trudno się dziwić. Przecież za mną była słaba wiosna, teraz zdarzył mi się kiks w meczu. To wszystko spowodowało, że po golu tak się zachowałem. Koledzy śmiali się, że nie widzieli mnie, żebym tak szybko biegł w meczu lub na treningu.
Z nowym sezonem zmieniłeś numer na koszulce. W poprzedniej rundzie miałeś numer 99, teraz gracz z dziewiątką. Ma to dla ciebie znaczenie?
- Gdy przychodziłem do Ruchu, to chciałem numer dziewięć, z którym zawsze występują. Miał go już jednak Marcin Zając. Wziąłem więc 99 i miałem nadzieję, że w kolejnej rundzie dostanę "swój". Tak się stało.
Po wygranej z PGE GKS i udanej inauguracji z większym spokojem będziecie jechali do Kielc na pojedynek z Koroną?
- Każdy mecz chcemy wygrywać. Jeśli nie chce się walczyć o trzy punkty, to nie ma sensu wychodzić na boisko. Z podobnym nastawieniem jedziemy do Kielc.