Kapitan Ukrainy: Polska to trudny rywal z kilkoma dobrymi graczami z Bundesligi

TVN Agency / Na zdjęciu: Anatolij Tymoszczuk
TVN Agency / Na zdjęciu: Anatolij Tymoszczuk

Autor największej liczby występów w historii reprezentacji Ukrainy, Anatolij Tymoszczuk uważa, że zespół Olega Błochina może powalczyć o bezpośredni awans do finałów MŚ 2014. Pomocnik Bayernu liczy na powtórkę sprzed 2 lat i ponowną wygraną z Anglikami.

W tym artykule dowiesz się o:

Anatolij Tymoszczuk od lat jest podstawowym piłkarzem reprezentacji Ukrainy. W 2006 roku dotarł do ćwierćfinału Mistrzostw Świata. Niespełna rok temu, gdy współgospodarze Euro 2012 zmierzyli się z Brazylią, defensywny pomocnik wystąpił w kadrze po raz setny. Obecnie ma na koncie 106 meczów w narodowych barwach i jest kapitanem drużyny Olega Błochina.

- Brazylijczycy Ronaldo i Ganso wylosowali nam bardzo interesującą grupę. Z Anglią zmierzyliśmy się całkiem niedawno podczas kwalifikacji do mundialu w 2010 roku. Spisywali się wtedy bardzo pewnie i nie mieli kłopotów z awansem, ale to nam jako jedynym udało ich się pokonać - przypomina piłkarz Bayernu Monachium. Wówczas na Wembley Synowie Albionu zwyciężyli 2:1, ale rewanż w Dniepropietrowsku padł łupem Ukraińców, dla których złotego gola zdobył Siergiej Nazarenko.

- Z kolei z Czarnogórą, Mołdawią i San Marino nie mieliśmy dotąd okazji grać - przyznaje "Tymo". Odmiennie ma się sytuacja z zespołem Franciszka Smudy. - Polska? To nasz sąsiad i partner w organizacji Mistrzostw Europy, a przy tym bardzo wymagający przeciwnik. Znamy się dobrze, niedawno rozegraliśmy spotkanie towarzyskie - mówi 32-latek. 4 września 2010 roku w Łodzi padł remis 1:1, a gola dla biało-czerwonych zdobył Ireneusz Jeleń.

W opinii Tymoszczuka Polacy mogą napsuć żółto-niebieskim sporo krwi. - Wielu piłkarzy tej reprezentacji bardzo dobrze znam z Bundesligi - dodaje. Przed rokiem jego Bayern dwukrotnie uległ Borussii Łukasza Piszczka, Jakuba Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego. Bawarczyków z Ukraińcem w składzie pokonał także FC Koeln Sławomira Peszki i Adama Matuszczyka.

Komentarze (0)