Młody talent Górnika: Różnicę klas rozgrywkowych mogę zniwelować ciężką pracą

Dla Arkadiusza Milika występ przeciwko Śląskowi Wrocław był debiutem na boiskach T-Mobile Ekstraklasy. 17-letni napastnik Górnika trafił do Zabrza tego lata z trzecioligowego Rozwoju Katowice i z miejsca wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce.

W meczu ze Śląskiem debiutujący w barwach Górnika i na boiskach piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy Arkadiusz Milik był wyróżniającym się graczem zabrzańskiej drużyny. Miejscowi dziennikarze nie dowierzali, że odważnie poczynający sobie piłkarz, z wielką swobodą operujący piłką ma raptem 17 lat. Snajper śląskiej drużyny szczególnie w pierwszej połowie kilka razy zakręcił defensorami wicemistrzów Polski, zaliczając debiut do udanych.

- Ekstraklasa rządzi się swoimi prawami i nie mam wątpliwości, że żeby zniwelować różnicę, jaką niesie za sobą przeskok z trzeciej ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej muszę jeszcze dużo pracować. W ekstraklasie panuje zupełnie inna kultura gry. Mój debiut nie był najgorszy, ale moja gra wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nie pokazuję jeszcze pełni swoich możliwości - zapewnia napastnik Trójkolorowych.

W lipcu Milik sięgnął z juniorami Rozwoju Katowice po brązowy medal mistrzostw Polski juniorów rocznika 1994. Wkrótce po turnieju wyjechał z Górnikiem na zgrupowanie w Słowenii, gdzie rywalizował z seniorami i strzelił cztery bramki. To dało mu przepustkę do wyjściowej jedenastki. - Cieszę się, że trener dał mi szansę i było mi dane zadebiutować w meczu z wicemistrzem Polski. Lepszego rywala do debiutu chyba nie mogłem sobie wymarzyć, bo lubię wysoko stawiać sobie poprzeczkę, by mieć do czego równać - przekonuje młody zawodnik Górnika.

Debiut uzdolniony młodzian ukoronował asystą, a być może nawet bramką. Po dograniu Mariusza Magiery z rzutu wolnego wygrał pojedynek wyskoczył najwyżej w polu karnym Śląska i zgrał piłkę tuż przed bramkę. Tam dopadli jej Paweł Olkowski i Adam Banaś, choć telewizyjne powtórki nie potrafią jednoznacznie wskazać, czy na pewno dotknęli oni piłki zmieniając tor jej lotu. Ostatnim "pewniakiem" jest właśnie Milik. - Bramki nie widziałem, bo przy główce byłem odwrócony plecami. Nie ważne, kto ją strzelił. Najważniejsze, że udało nam się wywieźć zdobycz punktować. Mogły być trzy oczka, ale nie mamy co narzekać - uważa 17-letni napastnik.

Komentarze (0)