Przed rokiem Damian Gorawski znalazł się w gronie zawodników wystawionych na listę transferową Górnika. Zmagający się z nieustannymi problemami zdrowotnymi pomocnik, w opinii pionu sportowego nie dawał gwarancji stabilnej gry na poziomie ekstraklasy i został przesunięty do nowopowstałego zespołu rezerw. Po boiskach B klasy biegał przez cały miniony sezon, wespół z innymi graczami odsuniętymi od pierwszej drużyny Pawłem Strąkiem i Michałem Karwanem.
Minione rozgrywki Gorawski zakończył kolejnym w swojej karierze sukcesem, jakim był awans z drużyną do A klasy. W międzyczasie toczył się proces między klubem a zawodnikiem o zaległe pensje. Podczas gdy zawodnik był wyłączony z gry, klub zamroził bowiem jego wypłaty. Wyrok sądu był dla zabrzańskiego klubu porażający. Klub musi zapłacić piłkarzowi ok. 780 tys. zaległego wynagrodzenia. Uczynić tego nie zamierza i już teraz zapewnia, że złoży odwołanie od wyroku.
- Wyrok zapał w sądzie pierwszej instancji. Będziemy się odwoływać, ale póki co nie otrzymaliśmy jeszcze pisemnej argumentacji wyroku - wyjaśnia Tomasz Młynarczyk, prezes Górnika. Szef śląskiego klubu nie ukrywa, że związek Górnika z Gorawskim od samego początku jest pasmem porażek. - W mojej ocenie ta sprawa w ogóle nie powinna mieć racji bytu. Źle się działo już od chwili podpisania kontraktu z tym piłkarzem. Minęły już ponad dwa lata, a sprawa tkwi w martwym punkcie. Nie należy ona do łatwych, ale trzeba się będzie z nią zmierzyć - dodaje sternik klubu z Roosevelta.
Włodarze Górnika swoje argumenty podpierają faktem, że Gorawski w dalszym ciągu… wisi pieniądze samemu klubowi. Krótko po przesunięciu do drugiego zespołu piłkarz udzielił wywiadu stacji Orange Sport, w którym źle wypowiadał się o pracodawcy. Efekt? Kara grzywny w wysokości 115 tys. złotych. Taką samą kwotę nałożono za innego bohatera materiału, Michała Karwana. - Wystosujemy do sądu wezwanie do zapłatę należności, bo mimo upływu czasu zawodnik nie poczynił starań, by wynikającą z zobowiązań kontraktowych karę zapłacić - donosi Młynarczyk.
Klub w ostatnich tygodniach czynił usilne starania, by strony rozstały się przed czasem, za porozumieniem stron. Bezskutecznie. - Wszelkie próby porozumienia, jakie w tej sprawie podejmowałem, nie przynosiły żadnych efektów. Szkoda, bo chcieliśmy rozwiązać umowę za porozumieniem stron w okresie, umożliwiającym zawodnikowi znalezienie nowego pracodawcy na nowy sezon. Wyraziliśmy dobrą wolę i wyciągnęliśmy pomocną dłoń, ale zawodnik nie zdecydował się z tego skorzystać - bezradnie rozkłada ręce prezes Górnika.
Jak się okazuje, warunki na jakich Gorawski miałby przedwcześnie odejść z Zabrza były więcej niż dobre. W grę wchodziła kwota blisko miliona złotych odprawy, wiążącą się ze spłatą bieżących zaległości i pokryciem kosztów leczenia piłkarza za granicą. Na dzień dzisiejszy wszystko wskazuje na to, że były reprezentant Polski kolejny sezon spędzi w rezerwach śląskiego klubu. Będzie walczył o awans na boiskach A klasy. Upadł bowiem temat fuzji Górnika z występującą w lidze okręgowej Walką Makoszowy. - Musielibyśmy wraz z klubem przejąć wszystkie jego drużyny i zobowiązania finansowe. Nie było to dla nas korzystne rozwiązanie. Tym bardziej, że za rok najpewniej w tej samej lidze grać będziemy bez fuzji - dowodzi Młynarczyk.