Artur Marciniak: Znamy nasze problemy, szukamy antidotum
Warta Poznań oblała swój najpoważniejszy sprawdzian na początku sezonu. Zieloni polegli w meczu z Pogonią Szczecin 1:2, mając wyraźne problemy z kreowaniem zagrożenia pod bramką rywali. Przypadłość ta gnębi poznaniaków od samego początku rozgrywek. - Dlaczego stwarzamy tak mało okazji strzeleckich? Dobre pytanie. Gdybym znał na nie odpowiedź, wszystko wyglądałoby inaczej - ubolewał Artur Marciniak.
Sebastian Szczytkowski
Pojedynek głównych kandydatów do awansu z zaplecza T-Mobile Ekstraklasy rozpoczęli ze zdecydowanie większym impetem Portowcy. Gra przez początkowe pół godziny toczyła się pod dyktando graczy Marcina Sasala, którzy raz po raz gościli w polu karnym Warty. Zieloni starali się podjąć rzuconą rękawice i nie ustępowali znacząco pod względem posiadania piłki, co nie przekładało się jednak na okazje strzeleckie. Pierwsze realne zagrożenie pod bramką Radosława Janukiewicza stworzyli dopiero w końcówce pierwszej odsłony. - Nie ma co ukrywać, że Pogoń lepiej rozpoczęła mecz. Trudno powiedzieć z czego wynikła nasza słabość. Byliśmy trochę zaskoczeni postawą Sotirovicia, który zbyt łatwo poczynał sobie w naszym polu karnym. Wtedy jeszcze nie skończyło się to stratą gola, ale jego pilnowanie wymagało wzmożonej uwagi - opowiadał pomocnik Warty Artur Marciniak.
- Przestrzegam jednak przed ślepym spoglądaniem w statystyki. One nie grają. Udało nam się wyrównać i wychodząc na drugą połowę wcale nie byliśmy na straconej pozycji. Mogliśmy wywieźć ze Szczecina korzystny wynik. Popełniliśmy jednak dwa szkolne błędy, przez które straciliśmy gole i mecz skończył się jednobramkową porażką. Fakt, mogliśmy też przegrać wyżej, ale rzuciliśmy się w poszukiwaniu wyrównującego trafienia. Cóż, nie udało się i to Pogoń zasłużenie wygrała - przyznał w rozmowie po ostatnim gwizdku Marciniak.