Przed meczem gracze klubu z Konwiktorskiej zgodnym chórem przestrzegali przed lekceważeniem rywala, który w dwóch poprzednich meczach stracił aż dziewięć bramek i w stolicy za wszelką cenę chciał sobie odbić wcześniejsze niepowodzenia. - Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i on rzeczywiście taki był - przyznaje Baszczyński. - ŁKS w porównaniu z dwoma ostatnimi meczami zmienił styl gry na bardziej defensywny, ich założeniem było, żeby nie stracić gola - podkreśla doświadczony zawodnik.
- Pierwsza połowa to więcej prób w naszym wykonaniu, można nawet powiedzieć, że gnietliśmy przeciwnika. Bruno strzelił ładnego gola i troszeczkę nas w drugiej połowie ta bramka uśpiła. Było za mało gry piłką i utrzymania jej, bo warunki były trudne, stąd też mniejsza ilość sytuacji podbramkowych. Boiskowa jakość była jednak po naszej stronie, a druga bramka uspokoiła mecz. Chcieliśmy, atakowaliśmy wysoko, momentami robiliśmy hokejowy zamek, nie zawsze wszystko wychodziło, ale plan został wykonany.
W poprzednich meczach podopieczni Jacka Zielińskiego pokonali Lechię Gdańsk i zremisowali z Wisłą, tamte spotkania miały jednak zupełnie inny ciężar gatunkowy, aniżeli starcie z ŁKS-em. - To był ciężki mecz, poprzednie były zdecydowanie bardziej otwarte - wyjaśnia Baszczyński. - Zarówno Lechia, jak i Wisła grały w piłkę i atakowały. ŁKS z kolei na początku bardzo głęboko się bronił, musieliśmy być w ataku pozycyjnym, stąd było troszeczkę trudniej - relacjonuje defensor Czarnych Koszul.
O sile Łódzkiego Klubu Sportowego stanowią zawodnicy doświadczeni, w sobotę przy Konwiktorskiej we znaki graczom Polonii dał się przede wszystkim Marek Saganowski. - To nie ten sam poziom, co Melikson czy Traore, ale widać, że ma ogromną ochotę do gry i stara się zrobić coś dobrego, podnieść ten zespół - chwali doświadczonego kolegę Baszczyński. - ŁKS jako drużyna wyglądał na mocno przytłumiony, ciążyły na nich te dwie wcześniejsze porażki i zbytnio nas nie nastraszyli.