Wreszcie się ustatkowałem - rozmowa z Łukaszem Trałką, pomocnikiem Polonii Warszawa

Łukasz Trałka został w tym sezonie kapitanem Polonii Warszawa i ma poprowadzić Czarne Koszule do mistrzostwa Polski. Zespół z Konwiktorskiej to dziewiąty klub w karierze 27-letniego pomocnika, który - wszystko na to wskazuje - w stolicy znalazł wreszcie spokojną przystań.

Trzy mecze, siedem punktów. Start sezonu możecie więc uznać za udany, ale remisu z Wisłą - bo przecież można było mistrza Polski ograć, Grzegorz Bonin miał w doliczonym czasie gry stuprocentową szansę - chyba trochę szkoda.

Łukasz Trałka: To wszystko jest już historią i jeśli chodzi o liczbę punktów, to jest ona zadowalająca. Mogliśmy mieć maksymalnie dziewięć oczek, ale na siedem też nie można narzekać.

W poprzednim sezonie początek mieliście równie udany, a jak wszystko potoczyło się dalej, dobrze wszyscy pamiętamy.

- Ja mówiłem przed sezonem, że start jest bardzo ważny, trzeba dobrze zacząć, zdobyć dużo punktów, a potem będzie łatwiej. Przypominałem też jednak, że na początku poprzednich rozgrywek w czterech meczach zdobyliśmy dziesięć punktów, a potem kilku kolejnych nie mogliśmy wygrać. Teraz jesteśmy bogatsi o tamte doświadczenia, mam nadzieję, że zespół wyciągnął odpowiednie wnioski i teraz się to nie powtórzy. Pamiętam, że wówczas czwarte spotkanie, tak jak teraz, było z Widzewem, i w Łodzi coś się zacięło. Mam nadzieję, że w tym sezonie będzie lepiej.

Po tych pierwszych spotkaniach dużo pochwał zebrali wasi obrońcy, kuleje za to ofensywa - napastnicy mają problemy ze strzelaniem bramek.

- Ja chciałbym przez całą rundę grać tak, żeby była chwalona obrona i żebyśmy zdobywali w każdym meczu po trzy punkty, nie ma żadnego problemu. Jeśli chodzi o samą liczbę goli, to nie jest ich za dużo i na pewno musimy popracować nad tym elementem gry. Napastnicy jak na razie nie strzelają, ale mam nadzieję, że ten czas aklimatyzacji jest już za nimi. Trzeba też pamiętać, że nie wszystko zależy od nich, bo muszą przecież mieć podania, żeby było z czego trafiać. Tych sytuacji jak na razie za dużo nie było.

Jaki wpływ na Daniela i Edgara ma to, że trener Zieliński już od pewnego czasu powtarza, że Polonia potrzebuje jeszcze jednego napastnika?

- Myślę, że to jest dla nich motywujące. Oni zdają sobie z tego wszystkiego sprawę, że graliśmy do tej pory trzy mecze, żaden z nich nie strzelił bramki i myślę, że czują presję, by w końcu coś trafić. Może ktoś do nas przyjdzie, to na pewno zwiększy rywalizację w ataku, ale pamiętajmy, że w zespole jest przecież jeszcze młody Łukasz Teodorczyk, który bardzo dobrze prezentuje się na treningach. Być może dostanie szansę i to właśnie on strzeli bramkę, dzięki której o napastnikach nie będzie się już mówiło tak, jak obecnie. Zobaczymy, co życie przyniesie. Będziemy mogli o tym porozmawiać po następnym meczu (śmiech).

Kilka dni temu Józef Wojciechowski otwarcie przyznał, że jednym z kandydatów do gry w Polonii był Mateja Keżman. Piłkarz z takim nazwiskiem przy Konwiktorskiej... To byłoby coś.

- Na pewno tak, to jest zawodnik dużego formatu, grał w wielkich klubach, strzelał dużo bramek. Obecnie nie wiadomo, jak dokładnie wygląda jego sytuacja, z tego co się orientuję grał ostatnio w Chinach. Jestem jednak pewien, że gdyby do nas dołączył, to wszyscy by na tym skorzystali.

Latem szeregi Czarnych Koszul zasiliło kilku nowych graczy, gwiazdą miał być Robert Jeż, tymczasem na lidera zespołu wyrósł ten, który przy Konwiktorskiej grał już od dłuższego czasu, czyli Bruno Coutinho.

- No, to zależy, kto jak patrzy na samo słowo lider, jakich cech poszukuje...

Ciągnie zespół na boisku, potrafi wziąć na siebie ciężar gry, strzela bramki.

- No w takim wypadku na pewno tak, Bruno strzelił wszystkie nasze bramki, także nie ma co szukać innego lidera. Ale trzeba pamiętać, że są też inni zawodnicy, którzy swoimi cechami starają się to nadrobić. Na razie mamy za sobą trzy mecze, wywalczyliśmy siedem punktów, nikt nie narzeka. Musimy wspomóc Bruno w strzelaniu tych bramek, bo na pewno on co mecz trafiał nie będzie, aczkolwiek życzę mu z całego serca, żeby do końca rundy ciągnął nas tak, jak do tej pory.

Po meczu z Lechią dużo mówiło się o Pawle Wszołku. 19-latek dopiero wchodzi do zespołu, a już stał się jednym z ulubieńców trybun przy Konwiktorskiej, kibice za każdym razem witają go burzą braw.

- To jest jeden z młodszych naszych zawodników. Wszedł w pierwszym meczu, bardzo dobrze się pokazał, zrobił parę fajnych akcji, przedryblował kilku zawodników, dostał za to dużo pochwał z każdej strony, nie tylko od kibiców. Na pewno to jest dla niego motywujące, musimy jednak uważać, żeby go nie zagłaskać, bo może osiąść na laurach, a szkoda takiego zawodnika. Trzeba mu cały czas lekko przykręcać śrubę, żeby stąpał mocno po ziemi. Oby miał więcej takich wejść, a być może wywalczy sobie miejsce w wyjściowym składzie i będzie nam pomagał. Na razie trzeba do tego podejść spokojnie, niech się wprowadza jak najlepiej i robi jak najwięcej szumu, by w końcu stać się podstawowym zawodnikiem.

Dużo przed sezonem mówiło się o renegocjacji waszych kontraktów, nowa polityka prezesa Wojciechowskiego zebrała przy Konwiktorskiej krwawe żniwo.

- Ja patrzę tylko na swój kontrakt i swoje warunki. Nie miałem żadnych problemów, żeby takie rzeczy podpisać, a przy okazji przedłużyłem umowę. Co do podejścia innych zawodników, to są ich pieniądze, ich życie, każdy układa je sobie tak, jak chce. Większość z nas, ci którzy zostali, są zadowoleni. Tych, którym to się nie podobało, już u nas nie ma. Takie jest życie, to już jest za nami, trzeba to przyjąć. Nie myślimy o tym, wszystko toczy się dalej.

Ale jeszcze przed podpisaniem nowych wersji kontraktów musieliście o tym dyskutować wewnątrz zespołu.

- Pewnie, że były rozmowy, jak przy każdej tego typu sytuacji. Dyskutowaliśmy, jakie to są umowy, na jakich warunkach, kto podpisze, a kto nie... normalne sprawy. Jedni otrzymali od klubu taką propozycję, inni inną, dla każdego była to indywidualna sprawa. Na pewno nie chcieliśmy robić tego w ten sposób, że jak ja nie podpisze, to ty też nie podpiszesz, nikt nie podpisze i zobaczymy, co się wtedy stanie. Każdy ma swój kontrakt i swoje pieniądze.

Ty do sezonu przystąpiłeś w nowej roli. Koledzy mówią do ciebie: "panie kapitanie"?

- Nie, nie (śmiech). Jeśli chodzi o moją rolę w zespole, to ona się praktycznie nie zmieniła oprócz tego, że jestem kapitanem. To taka dodatkowa funkcja, w moich relacjach z chłopakami nie zaszły żadne zmiany.

Terminarz ułożył się tak, że na początku sezonu masz sporo sentymentalnych wycieczek. Grałeś przecież i w Lechii, i w ŁKS-ie, i w Widzewie.

- No trochę tych klubów w mojej karierze było, więc teraz co kolejkę gramy z moimi byłymi zespołami. Akurat tak to się wszystko potoczyło, byłem dość często wypożyczany. Trochę zwiedziłem - dosłownie - bo grając co pół roku w innym klubie nawet nie ma czasu, by poczuć się pewnie, zadomowić, bo po paru kolejkach już trzeba wracać. Jedyne, z czego jestem zadowolony, w związku z tymi wizytami w różnych klubach, to doświadczenie, które zebrałem. To mi zostało. Teraz jestem w Polonii już prawie trzy lata...

I można powiedzieć, że wreszcie się ustatkowałeś.

- Tak jest. Ustatkowałem się i podpisałem kontrakt na następne trzy lata, także wreszcie jest spokojnie.

Komentarze (0)