Legia Warszawa do meczu ze Śląskiem Wrocław przystąpiła z kilkoma piłkarzami, którzy mogą być brani pod uwagę przy ustalaniu składu w T-Mobile Ekstraklasie. Kibicom Śląska mogli się więc pokazać Srda Knezenic, Inaki Astiz, Tomasz Kiełbowicz czy Jakub Kosecki. W podstawowej jedenastce Śląska pojawił się natomiast Mariusz Pawelec, a po przerwie na boisko wszedł Tadeusz Socha.
Warunki do gry w poniedziałek we Wrocławiu o godzinie 13.00 na pewno nie były komfortowe. W stolicy Dolnego Śląska było gorąco, wręcz upalnie. - Powiem szczerze, że mam wielki szacunek dla tych chłopaków, którzy grali cały mecz, bo w taką pogodę, w taką temperaturę to naprawdę nie jest łatwo. Tak się wydaje kibicom siedząc na trybunach, że ktoś nie dobiegł do piłki, ale taka pogoda odcina na pewno trochę prądu. Jesteśmy jednak zawodowymi piłkarzami i trzeba w taką pogodę grać. Obojętnie czy to śnieg czy deszcz, czy upał - trzeba grać - mówił już po spotkaniu w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Mariusz Pawelec. Pomimo upału już w 2. minucie ładny strzał zza pola karnego oddał Michał Nowak. Jego uderzenie pewnie obronił Jakub Szumski. W początkowych minutach potyczki przewagę uzyskali piłkarze ze stolicy. Legioniści nie potrafili jednak stworzyć groźnej akcji ofensywnej. Później potyczka się wyrównała, ale sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo.
W 22. minucie kibice zgromadzeni na stadionie przy ulicy Oporowskiej byli świadkami pierwszego po dłuższej przerwie strzału. Niecelnie główkował jednak Maciej Górski. W odpowiedzi kilka minut później ładnie z 18 metrów uderzył Paweł Garyga, choć futbolówka przeleciała minimalnie nad bramką. W 32. minucie wrocławianie powinni objąć prowadzenie. W pole karne wpadł Grzegorz Skrzypczak, przed sobą miał tylko bramkarza i... trafił prosto w niego. Przed przerwą Legioniści mieli jeszcze dogodną okazję do zdobycia gola. Z rzutu wolnego z około 19 metrów niecelnie uderzył jednak Kiełbowicz.
Od początku drugiej połowy atakować starali się gospodarze, ale ich akcje kończyły się 30 metrów od bramki Szumskiego. W Legii w 49. minucie niecelny strzał z 20 metrów oddał Kamil Kamiński. Parę minut później ten wprowadzony w przerwie zawodnik już nie pomylił. Po jego uderzeniu zza pola karnego Rafał Gikiewicz tylko odprowadził piłkę wzrokiem, a ta wpadła do bramki. Trzeba przyznać, że Kamiński wprowadził sporo ożywienia do gry zespołu z Warszawy.
W 62. minucie wrocławianie przeprowadzili ładną, zespołową akcję. Po wymianie podań futbolówka ostatecznie trafiła do Marcina Staszewskiego, który zza pola karnego oddał jednak niecelny strzał. Piłkarze Śląska starali się atakować, ale zupełnie nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Jakuba Szumskiego.
Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Legia po golu Kamińskiego wygrała we Wrocławiu 1:0. Drużyna z Warszawy odniosła zasłużone zwycięstwo. W drużynie WKS-u wyraźnie brakowało Brazylijczyka Alexandre. Ten napastnik ciągle pauzuje za czerwoną kartkę.
Śląsk Wrocław - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 - Kamiński 57'
Składy:
Śląsk Wrocław: Gikiewicz - Dudu, Nowiński, Pawelec (46' Socha), Abramowicz, Skrzypczak, Staszewski (74' Cieślak), Michalski, Szuszkiewicz, Garyga (89' Chmura), Nowak.
Legia Warszawa: Szumski - Knezevic, Astiz, Cichocki, Kiełbowicz, Furman (90' Michalak), Łukasik (46' Bochenek), Kosecki (78' Widejko), Wolski (46' Jagiełło), Żurek (46' Kamiński), Górski (78' Gąsior).
Żółte kartki: Skrzypczak, Michalski (Śląsk) oraz Szumski (Legia).
Sędzia: Andrzej Martynowicz (Gryfino).
Widzów: 250.