- Tak grałem w Grecji, polubiłem tę pozycję - przyznaje Baszczyński, który tuż po powrocie do Polski w rozmowie ze SportoweFakty.pl tłumaczył, że trener Zieliński widzi go właśnie na środku defensywy. - W podobny sposób moją rolę w zespole postrzegał trener grecki, wymagał ode mnie, bym wcielał się w rolę lidera tyłów. Powiedział, że ja widzę na boisku najwięcej, nadaję się do tej funkcji i w związku z tym starałem się te zadanie wypełniać - relacjonował wówczas defensor Czarnych Koszul.
Po pierwszych ligowych starciach ustawiony na prawej stronie Baszczyński zbierał dobre recenzje, podobnie jak cała formacja defensywna. Przez stołeczne zasieki obronne nie potrafili się przedrzeć piłkarze Lechii i ŁKS-u, a spore kłopoty miała także krakowska Wisła. Widzewiacy w obronę Czarnych Koszul wchodzili już jednak jak w masło i trener Zieliński przed meczem z GKS-em zdecydował się przemeblować całą formację i dać szansę gry Radkowi Mynarowi oraz Maciejowi Sadlokowi, w wyniku czego Baszczyński trafił na środek obrony.
Początek meczu wskazywał na to, że rewolucja była błędem. Niespełna kwadrans po rozpoczęciu sobotniego meczu Damian Zbozień ośmieszył Adama Kokoszkę, a Dawid Nowak wykorzystał złe ustawienie Baszczyńskiego i Mynara. - Ta bramka nas obciąża - nie ma wątpliwości 34-letni obrońca. - GKS jakoś specjalnie nas nie postraszył to my graliśmy za nerwowo. Dobrze, że w tych trudnych warunkach udało nam się w miarę szybko wyrównać i później w każdym momencie dążyliśmy do zwycięstwa.
Poloniści po przerwie mocno przycisnęli gości, a swoją szansę miał także Baszczyński, którego strzał z dystansu przeleciał minimalnie nad poprzeczką. - Akurat stworzyła się taka luka, że mogłem się podłączyć. Miałem fajną piłkę, nic, tylko strzelać. Może tylko trochę bardziej celnie i wówczas by coś z tego było - mówi obrońca Czarnych Koszul. On nigdy jednak nie był snajperem wyborowym, a w polskiej ekstraklasie strzelił w sumie jedenaście bramek, nigdy nie przekraczając granicy dwóch trafień na sezon.
Po przerwie natarcie stołecznego zespołu szybko przyniosło efekt i ostatecznie trzy punkty zostały przy Konwiktorskiej. - Jak mówi pewien słynny trener: pozytywnie zareagowaliśmy - śmieje się Baszczyński. - Po meczu w Łodzi nie czuliśmy się spełnieni, mieliśmy do siebie wzajemne pretensje, ale dobrze, że ta porażka zadziałała na nas pozytywnie. Mam nadzieję, że więcej nie będzie już takich nerwowych spraw, bo mecz można przegrać, ale po odpowiedniej walce - podsumowuje doświadczony defensor.