- Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się zadebiutować. Trzy razy siedziałem na ławce rezerwowych i dopiero za czwartym razem trener zadecydował o moim wejściu na boisko. Od początku meczu liczyłem na to, że pojawię się na murawie. Na pewno byłem jeszcze dużo bardziej zmotywowany, gdy wchodziłem przy stanie 2:1 dla naszego zespołu - powiedział tuż po końcowym gwizdku Jakub Bartkowski.
Niespełna 20-letni zawodnik to nominalny prawy obrońca. Jednak w spotkaniu ze Śląskiem trener zadecydował o tym, że pojawi się on z lewej strony defensywy. - Zazwyczaj gram na prawej obronie, chociaż tak naprawdę byłem próbowany już na większości pozycji. Zatem jak wchodziłem na lewą obronę, to nie robiło mi to dużej różnicy - mówi zawodnik.
Bartkowski pojawił się na boisku na ostatnie minuty spotkania, w których zaprezentował się bardzo dobrze. Był bliski zapisania na swoim koncie asysty, kiedy dobrze z lewej strony podał do Piotra Grzelczaka. Jednak ten nie trafił do bramki. - Myślałem w pewnym momencie, żeby strzelać. Widziałem, że Piotrek jest z prawej strony i zagrałem mu. Nie strzelił, ale mogłem zagrać mu jeszcze lepszą piłkę. Wiadomo, gdyby Piotrek strzelił, to przypieczętowałby nasze zwycięstwo i dowiezienie go do końca byłoby zwykłą formalnością. Nie udało się, ale skończyło się szczęśliwie - kończy widzewiak.
Jakub Bartkowski walczy o piłkę z Sebastianem Milą.