Delegat PZPN jest najważniejszy i... basta

Po dwutygodniowej przerwie w rozgrywkach ligowych PZPN znowu zaskoczył. Tym razem przedstawicieli mediów. Popis dał w piątkowym meczu Ruchu Chorzów z KGHM Zagłębiem Lubin wyznaczony przez futbolową centralę delegat.

W spotkaniach ekstraklasy swoją pracę wykonują piłkarze, ale również dziennikarze. Podobnie było w piątkowym meczu Ruchu Chorzów z KGHM Zagłębiem Lubin. Jednak już przy wejściu na stadion można było się zdziwić. Drobiazgowe kontrole przedstawicieli mediów mogły zaskakiwać, ale wszyscy podchodzili do nich ze zrozumieniem.

Największe zdziwienie wielu przedstawicieli mediów dopiero czekało. Przy Cichej, zaraz po gwizdku sędziego, dziennikarze wchodzą do tzw. mix zone, gdzie mogą porozmawiać z bohaterami pojedynku. Ku zaskoczeniu wielu, delegat Mirosław Starczewski do strefy wpuścił jedynie dziennikarzy telewizyjnych. Reszta karnie musiała czekać na wejście na murawę ok. 5 minut. W momencie gdy delegat wydał zgodę na wkroczenie na płytę reszty żurnalistów, większość graczy gości zeszła z murawy. Dziennikarze w wąskim przejściu musieli się przepychać pomiędzy schodzącymi z placu gry zawodnikami z Cichej. Dodatkowo delegat zarządził kolejną kontrolę akredytacji i wąskie przejście stało się... jeszcze węższe.

Ostatecznie przedstawicielom prasy udało się porozmawiać z kilkoma zawodnikami obu drużyn, ale niesmak po decyzjach Mirosława Starczewskiego pozostał. Niestety nie udało nam się zasięgnąć opinii przedstawiciela PZPN, który po wydaniu niezwykle ważnych decyzji zniknął. Zauważyliśmy jedynie, że delegat szukając dziury w całym, sam nie zastosował się do regulaminu. Pan Starczewski plakietkę z imieniem i nazwiskiem oraz pełnioną na meczu funkcją miał schowaną w... kieszeni. Panie delegacie, może pouczając innych warto zacząć od siebie?

Źródło artykułu: