Spełniło się jedno z moich marzeń - rozmowa z Pawłem Golańskim, obrońcą Łódzkiego Klubu Sportowego

Dla obrońcy ŁKS-u Łódź, Pawła Golańskiego niedzielny mecz z Cracovią (1:0) miał szczególny wymiar. Po sześciu latach przerwy znów mógł bowiem wybiec na boisko w barwach macierzystego klubu i do tego pierwszy raz na szczeblu ekstraklasy.

Maciej Kmita: Przed meczem z Cracovią z obozu ŁKS-u dochodziły sygnały, że jeszcze nie jest pan gotowy do gry, ale przy Kałuży jednak pan wystąpił.

Paweł Golański: Tydzień przed meczem był dla mnie ciężki, ponieważ miałem kontuzję kostki i mój występ niemal do końca stał pod znakiem zapytania. Dopiero tuż przed meczem razem z trenerem podjęliśmy decyzję, że jednak zagram.

Do końca spotkania jednak pan nie dotrwał.

- W 50. minucie kostka zaczęła mnie znów boleć i musiałem zejść, ale to nie jest ważne. Najważniejsze jest zdobycie trzech punktów w Krakowie, gdzie zostawiliśmy to przysłowiowe serducho na boisku. Już w szatni przed meczem widziałem, że jest w nas duża mobilizacja. Trener wypowiedział fajne słowa, które na nas wszystkich bardzo podziałały.

Co dokładnie powiedział trener Probierz?

- To już jest nasza wewnętrzna sprawa (śmiech). Byliśmy ogromnie zmobilizowani i to chyba widzieli wszyscy, którzy oglądali ten mecz. ŁKS zaprezentował w tym spotkaniu całkiem inne oblicze.

Przed meczem w Krakowie trener zabrał was na krótkie zgrupowanie do Gutowa Małego.

- Te dwa dni dużo nam dały. Cały czas byliśmy ze sobą i mogliśmy się wzajemnie poznać z trenerem i innymi zawodnikami, pamiętajmy, że ostatniego dnia sierpnia do drużyny przyszedłem nie tylko ja, ale i Antek Łukasiewicz, Robert Szczot czy Mladen Kascelan. Wynik z Cracovią świadczy o tym, że takie mini zgrupowanie było potrzebne, jeden za drugiego walczył. Nie graliśmy pięknej dla oka piłki, ale w tym spotkaniu ważne było zwycięstwo, a nie styl.

Pan w pierwszym meczu po dłuższej przerwie nie dał za bardzo pograć Saidiemu Ntibazonkizie.

- To świetny zawodnik jak na polskie realia. Mieliśmy go dobrze rozpracowanego, sztab szkoleniowy przygotował mi kompilację jego akcji. Wiedziałem, że jest zawodnikiem szybkim i dobrze drybluje, ale nie zagrał tak, jak przyzwyczaił do tego kibiców. Może ten długi powrót z reprezentacji odbił się na jego formie? Z drugiej strony my utrudnialiśmy mu życie. Kiedy miał piłkę, szybko miałem do pomocy jednego, dwóch kolegów.

Korona Kielce, z której odszedł nie tylko pan, ale także Andrzej Niedzielan oraz Edi, jest liderem ekstraklasy. To duże zaskoczenie?

- Wypada w stronę Korony skierować same miłe słowa. Teraz wygrała z wicemistrzem Polski Śląskiem Wrocław, a nie dość, że wygrali, to podnieśli się z 0:1. Duże gratulacje. Trener Ojrzyński dobrze to poukładał, a piłkarze grają z dużym zaangażowaniem, to na tę chwilę na polską ligę wystarczy. Korona dobrze rozgrywa też stałe fragmenty gry.

W tych okolicznościach nie żal panu, że nie gra teraz w Koronie?

- Z perspektywy czasu i tego, co przeżyłem w niedzielę, nie jest mi żal - spełniło się kolejne z moich sportowych marzeń, czyli powrót do ŁKS-u i gra w jego barwach w ekstraklasie, wcześniej grałem z nim tylko w I lidze. Radość mam podwójną, bo w tym moim powtórnym debiucie w ŁKS-ie sięgnęliśmy po ważne zwycięstwo.

Źródło artykułu: