- Po raz pierwszy schodząc w tym sezonie na przerwę i przegrywając nie widziałem w zespole nerwowej atmosfery, że nie wiemy co zrobić i jak odwrócić losy tego spotkania - przyznaje 27-letni pomocnik. - Wręcz przeciwnie, w naszych szeregach było bardzo spokojnie. Wiedzieliśmy, że stwarzamy sobie sytuacje, dzięki którym można wyrównać, a potem wygrać i tak się stało - wyjaśnia Trałka. Jego zespół do przerwy przegrywał z Legią po bramce Miroslava Radovicia, w drugiej połowie trafienia Tomasza Jodłowca i Edgara Caniego dały jednak Polonistom upragnione trzy punkty.
- Szczerze mówiąc to trochę czuliśmy, że rywale słabną. Pierwsze minuty były mocne w ich wykonaniu, wyszli bardzo silnie od strony fizycznej, ale już w końcówce pierwszej połowy mieliśmy dużą przewagę - wyjaśnia kapitan Polonii. Jego zespół ruszył po przerwie do zdecydowanych ataków, co finalnie zakończyło się sukcesem. Czarne Koszule zasłużenie pokonały Legię i odzyskały prymat w stolicy, utracony wiosną tego roku przy Łazienkowskiej po samobójczej bramce Macieja Sadloka. Dzięki wygranej podopieczni Jacka Zielińskiego mają już na swoim koncie 13 oczek. W T-Mobile Ekstraklasie więcej wywalczył tylko lider z Kielc.
Już w najbliższy poniedziałek Polonia zmierzy się u siebie z Koroną właśnie, a kluczem do sukcesu będzie kontynuacja ciężkiej pracy, bo gra wciąż daleka jest daleka od doskonałości. - Popełniamy błędy drużynowe. Ktoś dał się odwrócić Radoviciowi, ktoś nie doskoczył, rywal miał za dużo czasu... - tak Trałka relacjonuje okoliczności utraconej bramki. Zwraca też uwagę na premierowe trafienie Caniego. - On potrzebował zobaczyć, że polska liga to nie tylko gra techniczna i spokojna. Jak się nie dołoży serca, to będzie ciężko. Od samego początku gdy wszedł, grał bardzo agresywnie, wygrywał głowy, walczył i los mu się odwdzięczył.