Po słabym początku sezon ŁKS zaczyna prezentować się dużo lepiej. W Chorzowie w meczu z Ruchem mimo, że łodzianie wystawili mocno rezerwowy skład, to napsuli sporo krwi Niebieskim. Również Waldemar Fornalik kilku podstawowych zawodników pozostawił na trybunach, a szansę występu otrzymał m.in. bramkarz Michal Pesković. Słowak w dogrywce w świetnym stylu obronił rzut karny wykonywany przez Tomasza Nowaka. - Podczas jedenastki bramkarz nie ma nic do stracenia. Byłem skoncentrowany i udało się. Na treningu ćwiczyliśmy karne i widać przyniosło to efekty. Czekałem do ostatniego momentu - cieszył się golkiper z Cichej, który dobrym występem pokazał, że Matko Perdijić nie może popełniać takich błędów jak np. w spotkaniu z Zagłębiem, bo jego zmiennik jest w coraz lepszej formie. - Nie wiem kiedy znowu zagram w meczu. Może za miesiąc - zastanawiał się Pesković. - Michal na pewno pokazał, że jest bardzo dobrym bramkarzem. Jednak to, kto będzie bronił w lidze trzeba zostawić trenerowi - dodał główny winowajca przy karnym Rafał Grodzicki. - Dla mnie jedenastki nie było - przysięgał kapitan Ruchu.
Golkiper Niebieskich w ciągu dziewięćdziesięciu minut w bramce setnie się wynudził. Chyba nie spodziewał się, że w dogrywce będzie musiał wykazać się dużym kunsztem bramkarskim. - Wiem, że ode mnie wiele zależy. Przecież za moimi plecami nie ma już nikogo - słusznie zauważył Słowak.
Meczu w Chorzowie dobrze wspominać nie będzie Tomasz Nowak. Łodzianin mógł rozstrzygnąć losy spotkania, ale jego uderzenie z karnego obronił były kolega z Polonii Bytom. - Mieliśmy piłkę meczową, której nie wykorzystałem za co tylko mogę wszystkich przeprosić - bił się w piersi wyróżniający się piłkarz ŁKS. - Konsekwentnie mieliśmy grać swoją piłkę. Ustawiliśmy strefę i chcieliśmy kontrować Ruch. Myślę, że z przebiegu spotkania nasza gra nie wyglądała źle. Szkoda, że niemal zaraz po naszej sytuacji Niebiescy strzelili gola - dodał Nowak, który starał się przekonać do siebie Michała Probierza. - Nie tylko ja, ale każdy z nas chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Przecież większość z nas nie grała w ligowych meczach - tłumaczył Nowak. - W tym spotkaniu chcieliśmy przejrzeć całą kadrę. Teraz wiemy kogo na co stać. Spotkanie transmitowała telewizja, więc o odpuszczaniu nie mogło być mowy - stwierdził Probierz. - Łodzianie zostawili dużo zdrowia na boisku. Walczyli do ostatniej piłki i ciężko było ich napocząć. Udało się to dopiero w dogrywce - komplementował rywali Grodzicki. - Zdobycie Pucharu Polski to najkrótsza droga do osiągnięcia czegoś w sezonie. Tak naprawdę to ostatnio większość naszych pierwszych meczów w pucharze nie była najlepsza. Mieliśmy problemy i podobnie było teraz. Wierzę jednak, że zajdziemy bardzo daleko. Tym bardziej, że finał odbędzie się na Stadionie Narodowym - dodał kapitan Niebieskich.
W środowym meczu również Waldemar Fornalik dał szansę występu kilku dublerom. - Ci którzy zagrali dali sygnał, że trzeba na nich liczyć i też chcą występować w lidze. Piłkarze ostatnio mniej grający udowodnili, że na pewno nie są mniej ważni od tych, którzy ostatni występowali w lidze - stwierdził Fornalik. Dodajmy, że z dobrej strony pokazali się w środę Marek Zieńczuk. Udany debiut zaliczył Łukasz Burliga, a Paweł Abbott zdobył jedynego gola w meczu.
W końcówce meczu chorzowianie występowali z trzema nominalnymi napastnikami. Taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy. - Rzeczywiście to coś dla nas nowego. Jednak Maciek Jankowski grał już tak w kadrze młodzieżowej. To kwestia treningu. Muszę wszystko na spokojnie przeanalizować - powiedział trener Ruchu.
Po meczu zaskoczył trener ŁKS Michał Probierz. Szkoleniowiec przyznał, że w jego zespole skończyła się pewna era. W dogrywce szkoleniowiec łodzian nie pozwolił swoim zawodnikom przerwać gry w momencie, gdy na boisku leżał jeden z chorzowian. - Od tego jest sędzia. Tak, namawiałem swoich piłkarzy, aby dalej grali. I teraz w każdym meczu będę im mówił, żeby nie wybijali piłki - stwierdził Probierz, który w meczu ligowym z Górnikiem miał pretensje do zabrzan o nie wybicie piłki w sytuacji, gdy na placu gry leżał jeden z piłkarzy ŁKS. Po chwili beniaminek stracił gola.