Mimo że Marcin Malinowski ma już 36 lat, to wciąż imponuje formą. Jesienią z każdym kolejnym meczem dyspozycja doświadczonego pomocnika rośnie. W sobotę "Malina" należał do najlepszych na boisku. Pomocnik Ruchu zaliczył asysty przy trafieniach Macieja Jankowskiego. - Chyba jeszcze nigdy w karierze nie zaliczyłem dwóch asyst - stwierdził Malinowski. Pomocnik Niebieskich w 2011 roku bije życiowe rekordy. W kwietniu kamery uchwyciły, gdy w rozmowie z kolegami cieszył się z pierwszej w karierze serii trzech wygranych.
Sobotni mecz dla Ruchu nie zaczął się najlepiej. Łodzianie stwarzali lepsze wrażenie. - Później wszystko zaczęło funkcjonować coraz lepiej. Przejęliśmy inicjatywę - skomentował 36-letni piłkarz, który ma z Ruchem podpisany kontrakt do czerwca 2012 roku. - Przy 2:0 zaczęła tlić się w nas myśl, że spotkanie jest ułożone. Szkoda, że nie zdobyliśmy jeszcze kilku kolejnych goli - dodał Malinowski.
Niewiele brakowało, a doświadczony piłkarz Ruchu po spotkaniu cieszyłby się z trzech asyst. Przy stanie 2:0 "Malina" dośrodkował z rzutu wolnego, a Piotr Stawarczyk głową trafił w słupek. - Prawdę mówiąc to ustalenia były inne. Miałem grać na krótki słupek - uśmiechał się zawodnik Ruchu. - Stałe fragmenty gry za dobrze mi nie wychodziły - przyznał Malinowski.
Wygrywając z Widzewem Niebiescy przełamali się. Po jedenastu latach chorzowianie pokonali w ekstraklasie łodzian. - Każda seria kiedyś się kończy. Wiedzieliśmy, że Widzew nie przegrał ośmiu meczów. My po niepotrzebnej stracie punktów w Krakowie chcieliśmy za wszelką cenę wygrać. I udało się - cieszył się Malinowski. - Teraz mamy dwa tygodnie na doskonalenie mankamentów. Takowe na pewno w naszej grze są - dodał pomocnik, którego nazwisko po spotkaniu długo skandowali kibice Ruchu.