Wojciech Grzyb: Deprymowali mnie… koledzy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po zwycięstwie nad Widzewem, największego kaca wśród zwycięzców mógł mieć prawy pomocnik Ruchu - Wojciech Grzyb. Zawodnik w 67. minucie nie wykorzystał rzutu karnego, ale po chwili piłka znalazła się w bramce. "Grzybek" zapowiedział, że do kolejnej jedenastki w następnych spotkaniach podejdzie bez obaw.

W tym artykule dowiesz się o:

Już trzy rzuty karne strzelali piłkarze Ruchu w bieżącym sezonie. Pierwsze dwa pewnie wykonał Paweł Abbott. W spotkaniu z Widzewem napastnika nie było na boisku, więc do jedenastki podszedł Wojciech Grzyb. Pomocnik Ruchu w ekstraklasie do tej pory pomylił się tylko raz (jego strzał obronił Jan Mucha). W pojedynku z Maciejem Mielcarzem górą był bramkarz łodzian. Jednak po chwili piłka i tak znalazła się w bramce Widzewa, dobita do pustej bramki przez Arkadiusza Piecha. - Nie strzelałem karnego od pucharów europejskich, czyli od ponad roku. Przygotowując się do strzału zazwyczaj jestem deprymowany przez rywali. A teraz to Igor Lewczuk chciał uderzać, a po chwili swój akces zgłosił Arek Piech. Pomyślałem, co jest? Deprymują mnie koledzy z zespołu - śmiał się po meczu Grzyb. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. W następnym meczu mogę znowu uderzać. Trzeb pokazać tzw. jaja i spróbować się przełamać. Nie sztuką jest nie strzelić rzutu karnego, sztuką jest uderzyć tak, by gola można było zdobyć po ewentualnej dobitce - dodał "Grzybek".

Pojedynek z Widzewem dla chorzowian nie rozpoczął się dobrze. Goście osiągnęli przewagę, stwarzali sobie okazje bramkowe. Taki stan rzeczy trwał kwadrans. - Miałem dziwne przeczucie, że łodzianie są niepokonani tylko do meczu z nami. I to się ziściło. Rozkręcaliśmy się z każdą minutą i akcją. W końcu trafiliśmy do siatki, później dołożyliśmy kolejne trafienia. Mecz przez większą część był pod naszą kontrolą. Gol dla Widzewa niczego nie zmienił w obrazie gry - pokrótce opisał przebieg spotkania pomocnik Niebieskich, cieszący się z przełamania w pojedynkach z Widzewem. - Chyba jeszcze tylko Śląsk jest równie trudnym rywalem dla Ruchu jak łodzianie. Odkąd jestem przy Cichej, z Widzewem wygrywałem tylko dwukrotnie w Pucharze Polski. W lidze co najwyżej remisowaliśmy. I teraz też mówiono o podziale punktów. Zadaliśmy jednak temu kłam. To Ruch był lepszy i w pełni zasłużył na wygraną - dodał 36-letni pomocnik.

Grzyb na początku sezon nie błyszczał formą. Jednak z każdym meczem jego dyspozycja jest coraz wyższa. Inny doświadczony gracz Niebieskich Marcin Malinowski od początku sezonu prezentuje się bardzo dobrze, a w meczu z Widzewem należał do najlepszych na boisku. - Media zazwyczaj liczą kto podaje, kto strzela. Nikt nie dostrzega tych, którzy robią czarną robotę, przebiegają dziesiątki kilometrów i po prawdzie zaczynają bramkowe akcje - chwalił kolegę "Grzybek". - Jest o nim głośno, czego wyraz dali kibice po meczu skandując jego nazwisko. To spotkało się z dużym aplauzem w drużynie i myślę, że jeszcze będzie o tym głośno w szatni. Marcin ma ponad 350 meczów w ekstraklasie i wreszcie ktoś go docenił. Myślę, że fachowcy zawsze wiedzieli jaki potencjał w nim drzemie. Oby taką formę utrzymał jak najdłużej - dodał Grzyb, który w wiosennym meczu w Łodzi usłyszał z trybun: kończ dziadku. - Z tego co pamiętam, ktoś kiedyś w Odrze też tak powiedział do Janka Wosia. Na boisku też czasami możemy usłyszeć takie słowa. Frustracja odgrywa rolę. Jeśli młodego zawodnika ogrywa Malinowski, albo Grzyb, to tak się to może kończyć. Niech zresztą nazywają nas jak chcą, byle byśmy wygrywali - uśmiechał się doświadczony zawodnik Ruchu.

Chorzowianie mecz ligowy na własnym stadionie po raz pierwszy od wielu lat rozgrywali o tak wczesnej porze. Niebiescy udowodnili, że pora pojedynku nie ma dla nich znaczenia. - Przekonaliśmy, że możemy grać o każdej godzinie. Podobnie było w Bielsku, gdzie może nie zagraliśmy porywająco, ale spotkanie wybiegaliśmy i zasłużenie wygraliśmy. Teraz też przy mocno grzejącym słońcu trochę dobrej gry pokazaliśmy powiedział Grzyb i wyjawił kulisy dobrej postawy doświadczonych zawodników. - Ja i Marcin Malinowski wiemy, że to nasze ostatnie piłkarskie podrygi. Każdy mecz sprawia nam mnóstwo radości. Chcemy każdą szansę wykorzystać - stwierdził Wojciech Grzyb.

Po wygranej nad Widzewem Ruch awansował na czwartą pozycję w tabeli mając tyle samo punktów co drugi w tabeli Lech. Po spotkaniu w Chorzowie żałowano, że na prestiżowy pojedynek z Legią Niebiescy będą musieli czekać piętnaście dni. - Mimo wszystko dla nas byłoby lepiej gdybyśmy już za tydzień z nimi zagrali. Po naszych dobrych występach przeciwko Wiśle i Widzewowi Legia przyjechałaby do Chorzowa z lekkimi obawami. Nie ma jednak tego złego. Teraz będzie czas na szlifowanie formy. Nie sztuką jest uzyskać wysoką dyspozycję, ale sztuką jest ją utrzymać - zakończył "Grzybek".

Źródło artykułu:
Komentarze (0)