Ruch Radzionków po raz kolejny pokazał klasę i w meczu przy Narutowicza rozbił z dziecięcą łatwością Olimpię Elbląg 4:1 (1:0). Podopieczni Artura Skowronka nie tylko grają futbol ładny dla oka, ale nade wszystko skuteczny. - Stworzyła się u nas fajna ekipa, którą aż chce się oglądać. Myślę, że jeśli zimą dojdzie do nad 2-3 zawodników, to możemy na wiosnę w tej lidze namieszać - przekonuje opiekun drużyny z Narutowicza.
Zewsząd płynących na Cidry pochwał by nie było, gdyby nie świetna postawa pary radzionkowskich bliźniaków. Michał Mak i Mateusz Mak strzelili dla Ruchu aż siedem z dziewiętnastu zdobytych dotąd przez drużynę bramek w tym sezonie. Prym pod wodzą skuteczności wiedzie na razie Mati, który w środowym meczu z Olimpią zdobył swoją 4. i 5. bramkę w tym sezonie. Michał wtenczas był bliski zdobycia kolejnej asysty, ale po jego zagraniu Adam Giesa trafił tylko w poprzeczkę.
Bracia Mak boiskowe wydarzenia traktują serio nie tylko przez wzgląd na wynik, ale także jako... artylerię przy bliźniaczych sprzeczkach. - Nie liczymy kto z nas ile strzela i ile asystuje, bo to wszystko idzie na wspólne konto - uśmiecha się Mateusz Mak. - Czasami kiedy się sprzeczamy, to sobie dogryzamy, który z nas ma więcej bramek, ale nie ma w tym złośliwości. Mam nadzieję, że "Misiek" strzeli bramkę w Grudziądzu, bo bardzo mu kibicuję - dodaje "Maku".
Na boisku bracia świetnie się uzupełniają. Często grają razem na skrzydłach, choć pozycja ta jest raczej domeną Mateusza, a Michał jest nominalnym napastnikiem. - Jesteśmy wszechstronnymi chłopakami. Cieszymy się, że nasza gra tak dobrze się układa, ale przed nami jeszcze dużo pracy. Jesteśmy na tyle młodzi, że możemy jeszcze wiele w naszej grze poprawić. Ja chciałbym lepiej grać lewą nogą, choć akurat Olimpii nią właśnie bramkę strzeliłem - uśmiecha się Mati.