Hitem nie tylko kolejki, ale także rundy jesiennej okrzyknięto sobotni pojedynek Pogoni i Zawiszy. Swoje możliwości mieli sprawdzić bowiem faworyci do awansu, zajmujący czołowe pozycje w tabeli. Lider z Bydgoszczy miał przed meczem czteropunktową przewagę nad rozpędzonymi Portowcami, którą to chciał za wszelką cenę obronić. Przeciwne zamiary mieli oczywiście podopieczni Marcina Sasala, pragnący doskoczyć tuż za plecy beniaminka. O szczególną oprawę i temperaturę widowiska zadbali szczególnie zmobilizowani fani gospodarzy i przybyły niemal tysiąc kibiców Zawiszy.
Promyczkiem nadziei na znakomite widowisko był początkowy kwadrans spotkania, w którym akcje przenosiły się szybko spod jednego pola karnego pod drugie. Piłkarską wymianę ciosów rozpoczął już w 2. minucie Michał Ilków-Gołąb, który przeprowadził bezkarną szarżę na połowie Pogoni, jednak zaskoczony obrotem sprawy oddał zbyt anemiczny strzał na bramkę Radosława Janukiewicza. Piłkarze Zawiszy nie zamierzali składać broni i jeszcze dwukrotnie groźnie zaatakowali Portowców, jednak bez efektu strzałowego.
Okres delikatnej przewagi bydgoszczan zakończył się w 16. minucie. Wówczas to Adam Frączczak był bliski wykorzystania błędu Andrzeja Witana i wyjścia na świetną pozycję strzałową, lecz zabrakło centymetrów. Zawisza zwinął żagle, a pomysł gry aż pięcioma obrońcami był nieefektywny. Przyjezdni często ratowali się faulami, jak w 20. minucie, gdy szarżującego Bartosza Ławę brutalnie powstrzymał Paweł Zawistowski. Rzut wolny na gola chciał zamienić Edi Andradina, ale sobotni wieczór nie należał do najlepszych w wykonaniu błyskotliwego Brazylijczyka.
Większą precyzją popisał się Mateusz Szałek, którego wydawałoby się bezsensowny strzał z dystansu sprawił dużo problemów Witanowi. Zarysowująca się przewaga gospodarzy przyniosła efekt w 28. minucie. Do podania Ediego z głębi pola wystartował niczym sprinter Robert Kolendowicz i już po chwili ustrzelił swojego trzeciego gola w piłkarskim październiku. Niekorzystna zmiana wyniku nie zmobilizowała drużyny Janusza Kubota do zmasowanych ataków. Schowana za podwójną gardą, niejednokrotnie była ustawiona jedynym napastnikiem na dwudziestym metrze, ale od swojej bramki. Janukiewicz zanudzał się między słupkami, a bydgoszczanie opuścili murawę przegrywając.
Niewiele lepiej zaprezentowali się po przerwie. Cała druga połowa zawiodła rozbudzone oczekiwania kibiców, biorąc pod uwagę klasę zespołów i grę zaprezentowaną w początkowych minutach. Żadna z drużyn nie forsowała tempa, a wartym odnotowania był jedynie strzał Adama Frączczaka po dośrodkowaniu Ediego z 55. minuty. Piłkarze coraz częściej leżeli kontuzjowani na murawie, mecz dodatkowo zaostrzał się.
67. minuta przyniosła niemrawym bydgoszczanom znakomitą szansę na wyrównanie. Wysokie podanie w polu karnym przyjął znany na Pomorzu Kamil Jackiewicz, ale wzięty w kleszcze nie zdołał oddać nawet strzału. - Dostrzegłem lepiej ustawionych partnerów, chciałem asystować, ale była to kiepska decyzja - oceniał po meczu Jackiewicz, którego akcja była ostatnim realnym zagrożeniem pod bramką Pogoni w sobotnim starciu. - Wypada nam tylko przeprosić kibiców, niewiele nam dzisiaj wychodziło - dodał pomocnik. Na domiar złego, od 73. minuty Zawisza grał w osłabieniu po drugiej żółtej kartce dla Błażeja Jankowskiego. - Od tego momentu nasze szanse na sukces jeszcze zmalały - komentował trener Kubot.
Końcówka spotkania mogła przynieść jeszcze jedną bramkę dla kontrolujących mecz gospodarzy. Wprowadzony za notorycznie łapanego na spalonym Donalda Djousse - Vuk Sotirović podjął jednak marną decyzję i zamiast podawać do lepiej ustawionego partnera, strzelił wprost w rękawice Witana. Ostatni gwizdek spotkania i szczecinianie mogli ruszyć do szalonego tańca radości, oklaskiwanego przez rekordową w tym sezonie liczbę kibiców przy Twardowskiego. Tymczasem wpadający w dołek formy bydgoszczanie opuszczali plac gry z poczuciem niedosytu i złości. Gra o pozycję lidera tabeli znów nabrała rumieńców.
Po meczu powiedzieli:
Trener Zawiszy Bydgoszcz Janusz Kubot: Przed przerwą graliśmy nerwowo, w naszych poczynaniach było mnóstwo chaosu. Gdy po powrocie z szatni złapaliśmy rytm, sędzie pokazał naszemu zawodnikowi czerwoną kartkę i nasze szanse na lepszy wynik zmalały. Szkoda, że od tego momentu musieliśmy się tylko bronić, gdyż mogliśmy w Szczecinie namieszać. Portowcy mieli swoją sytuację, wykorzystali ją i tak wygrali.
Trener Pogoni Szczecin Marcin Sasal: Oglądałem zupełnie inny mecz. Zawisza stworzył zaledwie jedną groźną sytuację pod naszą bramką, a było ona efektem poślizgnięcia Frączczaka. Zagraliśmy równo przez całe spotkanie, dużą rolę odegrał pressing i skuteczny odbiór. Drużyna chciała podziękować dwunastemu zawodnikowi, czyli naszym kibicom. Proszę nie doszukiwać się niczego szczególnego w zachowaniu Sotirovia, który zaraz po ostatnim gwizdku udał się do szatni. Jeśli zaś chodzi o Kolendowicza, ma prawo być zmęczony mimo doskonałej formy, ponieważ w środku tygodnia zagrał pełny mecz.
Pogoń Szczecin - Zawisza Bydgoszcz 1:0 (1:0)
1:0 - Kolendowicz 28'
Składy:
Pogoń: Janukiewicz - Rogalski, Radler, Noll, Pietruszka, Frączczak, Szałek, Ława, Kolendowicz (73' Petasz), Edi Andradina (79' Akahoshi), Djousse (64' Sotirović).
Zawisza: Witan - Skrzyński, Hrymowicz (52' Maziarz), Jankowski, Oleksy, Błąd (77' Markowski), Zawistowski, Klofik (62' Chałas), Jackiewicz, Ilków-Gołąb, Wójcicki.
Żółte kartki: Pietruszka, Edi, Szałek (Pogoń) oraz Klofik, Błąd, Zawistowski, Jankowski, Jackiewicz (Zawisza).
Czerwona kartka: Jankowski /73' za drugą żółtą/ (Zawisza).
Sędzia: Tomasz Wajda (Żywiec).
Widzów: 5400.
Najlepszy zawodnik Pogoni: Mateusz Szałek.
Najlepszy zawodnik Zawiszy: Michał Ilków-Gołąb.
Najlepszy zawodnik meczu: Mateusz Szałek.