Marcin Klatt: Pozostał sentyment do Bydgoszczy

Po kilku latach przerwy Marcin Klatt powrócił na bydgoski obiekt. Sam niedzielny pojedynek dla piłkarzy Warty oraz napastnika zielonych nie był jednak zbyt udany.

Mało kto wie, że jesienią 2006 roku Marcin Klatt rozegrał kilka spotkań w drużynie z nazwą podobną do obecnego lidera tabeli - Zawiszy Bydgoszcz SA. Wówczas trenerem tworu przeniesionego z Włocławka był Bogusław Baniak i bydgoszczanie także zajmowali fotel lidera I ligi. - Na pewno jakiś tam sentyment pozostał - tłumaczy zawodnik. - Zwłaszcza do tego miasta, skąd pochodzi moja dziewczyna. Do klubu mniej, bo był to zupełnie inny zespół.

Z Bydgoszczą przez pewien okres czasu był też związany jego ojciec, Wojciech Klatt. Po różnych zawirowaniach i oskarżeniach obecnie nie ma nic wspólnego z piłką. Ojciec piłkarza obecnie prowadzi działalność gospodarczą. Z futbolem wiążą go tylko kibicowskie sympatie.

W niedzielę Warta mogła jednak wywieźć z Bydgoszczy trzy punkty. Zwłaszcza wtedy, kiedy zieloni grali w... osłabieniu przez ponad kwadrans w drugiej połowie. - Do Bydgoszczy przyjechaliśmy po trzy punkty. Rezultat remisowy nie jest dla nas za dobry, bowiem mieliśmy kilka swoich sytuacji. Zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy po razie szarpnęli Jasiński i Reiss. W końcówce graliśmy w dziesiątkę i wówczas prezentowaliśmy się nawet lepiej niż w pełnym składzie - ocenia napastnik Warty.

Poznaniacy po słabym początku sezonu, z meczu na mecz wyglądają coraz lepiej. Poprawia się też ich skuteczność. Jednak do dwóch pierwszych miejsc premiowanych awansem tracą już spory dystans. - Może nam brakować tych straconych punktów nad Brdą. Same nazwiska nie grają, potrzeba też troszkę szczęścia - zauważył Klatt. - Dla nas to trzeci remis z rzędu i kolejna strata punktów. Przez to tracimy spory dystans do czołówki.

Komentarze (0)