Z sześciu dotychczasowych meczów wyjazdowych Jagiellonia tylko jeden zremisowała i aż pięć przegrała. Ostatniej porażki podopieczni trenera Czesława Michniewicza doznali w piątek w Zabrzu, mierząc się z pogrążonym w kryzysie Górnikiem. Przełamała się śląska drużyna, odnosząc pierwsze od dwóch miesięcy zwycięstwo w lidze, a wyjazdowa trauma drużyny z Podlasia trwa w najlepsze.
Trudno się temu dziwić, zważywszy na fakt, że przy Roosevelta Jaga rozegrała bardzo słabe zawody. - Przyjechaliśmy do Zabrza jacyś porażeni i w ogóle na boisku nie robiliśmy tego, co było naszym atutem w ostatnich meczach - przyznaje Tomasz Kupisz, pomocnik białostockiej drużyny.
Pojedynek stał pod dyktando Górnika, który przeważał w tym meczu pod każdym względem. Jagiellonia w ciągu całego meczu zdołała oddać raptem jeden celny strzał na bramkę. Uderzenie z dystansu Thiago Cionka bez problemów złapał jednak Łukasz Skorupski. - Na boisku po naszej stronie panował totalny chaos. Nie umieliśmy tworzyć monolitu w defensywie, a w ofensywie prawie w ogóle nie stwarzaliśmy zagrożenia pod bramką rywala - wylicza mankamenty swojego zespołu w tym meczu Kupisz.
Skrzydłowy Jagi i reprezentacji Polski docenił klasę piątkowego rywala. - Górnik zagrał naprawdę dobry mecz. My byliśmy w tym meczu słabsi od nich o klasę. Zagraliśmy bardzo słabo indywidualnie, ale także jako cały zespół ewidentnie zawodziliśmy - kiwa głową z niedowierzaniem 21-letni zawodnik.
- Coś siedzi w tych wyjazdach, że nam nie idzie. Nie mamy pojęcia co to może być, ale żeby się liczyć w tej lidze musimy zacząć wygrywać też na terenie rywala - wskazuje gracz drużyny z Podlasia.