- To był mecz podobny do tego, jaki rozegraliśmy u siebie z GieKSą. Zamiast podwyższyć prowadzenie z dwóch na trzy czy cztery bramki zaczęliśmy się bronić i nas pokarało - mówi Piotr Rocki, kapitan Ruchu Radzionków.
Do przerwy Cidry prowadziły po trafieniu Rockiego z rzutu karnego. Po godzinie gry drugą bramkę dołożył Michał Mak, a minutę później bramkę kontaktową dla Floty zdobył Piotr Tomasik. - To był ważny moment tego meczu. Gdyby ta bramka nie padła, to pewnie Flota z każdą minutą by gasła. Strzelili jednak, a że nie jest to zespół z przypadku, to nadgonił wynik i wyrównał w końcówce - wyjaśnia "Rocky".
Drużyna z Radzionkowa notuje tym samym passę trzech meczów bez zwycięstwa. - To na pewno nie napawa nas dumą. Wygrywając z Flotą ucieklibyśmy trochę w górę tabeli i po rundzie jesiennej nasza pozycja byłaby dużo lepsza. Nie udało się, bo my nie strzelaliśmy bramek, a niewykorzystane sytuacje zawsze się mszczą - bezradnie rozkłada ręce 37-letni pomocnik Cidrów.
Wyspiarze do wyrównania doprowadzili w ostatniej akcji meczu, finalizując tym samym blisko kwadrans swojej absolutnej dominacji na placu gry. - Bramka boli, tym bardziej, że padła po naszym rykoszecie. Znowu dostajemy bramkę w ostatnich sekundach i powinniśmy się cieszyć, że to bramka na remis, a nie jak w Bydgoszczy na miarę naszej porażki - dowodzi Rocki.
- Ten mecz miał różne scenariusze. Mogliśmy w nim wysoko prowadzić i go wygrać. Flota przegrywając dwoma bramkami się nie poddała i atakowała. Widać, że chłopaki nie jechali przez całą Polskę, żeby odbębnić 90 minut, ale wywieźć punkty. Nam te trzy punkty były bardzo potrzebne, ale nie udowodniliśmy tego na boisku. Sami jesteśmy sobie winni, bo trzy punkty powinny zostać w Radzionkowie - puentuje lider drużyny z Narutowicza.