Telewizja nie służy Zawiszy

Od czasu gdy telewizja Orange Sport zaczęła transmitować na żywo pojedynki bydgoskich piłkarzy, ci zaczęli seryjnie tracić ligowe punkty. A w najbliższą sobotę wyjazdowy pojedynek z Sandecją Nowy Sącz ponownie zobaczymy na szklanym ekranie.

Poniższe fakty są bezsprzeczne. Od pierwszego telewizyjnego spotkania z Arką Gdynia podopieczni Janusza Kubota zdobyli zaledwie trzy punkty i pięć bramek. - Na pewno w ostatnim meczu przeciwko Piastowi Gliwice nie można nam odmówić woli walki do końca - zaznacza opiekun gospodarzy. - Szkoda trochę straconych punktów, bowiem wyniki w innych spotkaniach ułożyły się pod nas i byśmy mieli już niezłą przewagę na koniec jesieni. Brakuje nam możliwości wykończenia sytuacji, jak chociażby w przypadku Kamila Jackiewicza.

Nowemu wiceliderowi rozgrywek brakuje nie tylko tego. Także rezerwowego rozgrywającego, bo w przypadku braku Wahana Geworgiana nie ma kto poprowadzić piłki w środku pola. - W zespole jest 22 zawodników i ciężko powiedzieć, czy kogoś brakuje. W minioną sobotę z bardzo dobrej strony pokazali się rezerwowi. Bramkę w końcowych minutach strzelił Michał Masłowski, który na boisku pojawił się na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem. Szczęście od nas się nie odwróciło. Wszystko zależy od umiejętności - opowiada Łukasz Skrzyński.

W najbliższą sobotę bydgoszczanie zmierzą się na wyjeździe z Sandecją Nowy Sącz. Przypomnijmy, że na początku rundy jesiennej na stadionie Zawiszy padł remis 1:1. Najbliższy pojedynek będzie też pierwszym rozegranym awansem z rundy wiosennej.

- Na razie cieszymy się z tego, że po tylu rozegranych kolejkach zajmujemy miejsce premiowane awansem do T-Mobile Ekstraklasy - dodał Skrzyński. - Teraz czeka nas też trudny wyjazd na południe Polski. Po zakończeniu jesiennych zmagań trzeba będzie wspólnie usiąść, pomyśleć nad sytuacją w tabeli i dobrze przepracować zimę. Dobrze, że mamy szeroką kadrę, choć na pewno taki zawodnik jak Wahan Geworgian ma swoje atuty.

Komentarze (0)