Jarosław Araszkiewicz: Na zmiany piłkarskie nie było czasu, konsolidacja kluczem do sukcesu

Jarosław Araszkiewicz został ściągnięty do Warty w roli strażaka i jego misja póki co obejmuje trzy mecze. W pierwszym zieloni zmierzą się z Arką. Trener przyznał, że czasu na rewolucję nie było, więc skupił się na odbudowaniu zespołu pod względem psychicznym.

46-letni szkoleniowiec ma sporą wiedzę o ekipie z Drogi Dębińskiej, bo często gościł na jej spotkaniach. - Zaobserwowałem, że niektórzy zawodnicy ciałem byli na boisku, ale myślami gdzie indziej. Moja rola polega na tym, żeby drużyna znów stała się monolitem. Mniejszy nacisk kładę na prowadzenie zajęć typowo piłkarskich, skupiam się natomiast na psychologii. Myślę, że konsolidacja i wzajemna pomoc na boisku przyniesie efekty. Do tej pory bywało tak, że zawodnik X tracił piłkę, a stojący niedaleko zawodnik Y w ogóle nie szedł mu z pomocą. To trzeba zmienić - stwierdził Jarosław Araszkiewicz.

Oprócz cech wolicjonalnych zajdą jednak również roszady taktyczne. - Zagramy w nieco innym ustawieniu. Do tej pory było to 4-2-3-1, a teraz zastosujemy 4-1-4-1. To ma na celu położenie większego nacisku na ofensywę. Myślę, że zawodnicy bez problemu załapią o co chodzi, bo potrafią grać taką taktyką. Odbyliśmy już zresztą odprawę na ten temat. Na treningu nowe ustawienie funkcjonowało nieźle, pytanie tylko jak będzie w niedzielę. Wiadomo, iż mecz ligowy wiąże się ze stresem. Do tego na trybunach pojawi się sporo kibiców, bo wstęp znów jest darmowy - dodał "Araś".

Opiekun zielonych uważa, że potencjał drużyny jest bardzo duży i należy go tylko obudzić. - Nasz skład nie jest oparty na byle jakich zawodnikach, tylko na piłkarzach, którzy w większości mają ekstraklasowe doświadczenie. Ich wiek nie gra roli. Ja mając 36 lat byłem jeszcze czynnym graczem i nie wyobrażałem sobie, żeby młodzież goniła mnie po boisku i ośmieszała. Gdy występowałem w Groclinie Grodzisk Wlkp., to średnia wieku w drużynie wynosiła 31 lat, mimo to potrafiliśmy grać radosny futbol. Nie brakowało nam sportowej złości, a gdy przegraliśmy mecz, to mieliśmy do siebie pretensje. Do tego samego chcę doprowadzić w Warcie. Piłkarze, wychodząc na boisko, muszą odczuwać przyjemność z gry. Uprawiają przecież piękny zawód. To od nich w głównej mierze zależy, czy zdołamy się przełamać. Jeśli nie wykorzystają swojej szansy teraz, to kolejnej mogą już nie otrzymać.

Przyjście do Warty Araszkiewicza nie przyniosło póki co większych zmian w sztabie szkoleniowym. - Z nowych osób dołączyłem tylko ja. Mam jednak sporo przyjaciół, którzy chcą mi pomóc, bo leży im na sercu dobro klubu.

Problemem zielonych jest fakt, że w drużynie nie ma wyraźnego lidera. - Kiedy pojawia się kryzys, to każdy się ogląda na kolegów. Tą kwestię wałkuję z zawodnikami od momentu, gdy zostałem trenerem Warty. Nie może być tak, że do Poznania przyjeżdżają drużyny personalnie słabsze i ośmieszają miejscowych piłkarzy. Ja na to nie pozwolę. Jeśli chodzi o wybór lidera, to na pewno dużo pomaga w tej kwestii Grzegorz Szamotulski, który cały czas żyje w bramce. Problem jednak w tym, że on jest z tyłu. Myślę, że w polu dobrym kandydatem do takiej roli jest Krzysztof Sobieraj. Prowadziłem go wcześniej w Olimpii Elbląg i zauważyłem, że potrafi pokierować drużyną - oznajmił Araszkiewicz.

W najbliższych kolejkach Warta będzie mieć dość trudnych przeciwników (Arkę Gdynia, Polonię Bytom i Pogoń Szczecin). Szkoleniowiec nie widzi w tym jednak żadnego problemu. - Jeśli spojrzymy na dotychczasowe mecze, to okaże się, że z wymagającymi rywalami udawało się osiągać całkiem niezłe rezultaty. Na pewno każdego z tych przeciwników rozpracujemy bardzo dokładnie. W niedzielę gramy z Arką, która ma zaledwie trzy punkty więcej niż my. Nie widzę więc powodów do wielkiego strachu, mimo że gdynianie też chcieliby awansować do ekstraklasy - zakończył Araszkiewicz.

->Więcej o Warcie Poznań

Źródło artykułu: