- GKS jest na fali, gra zdyscyplinowany futbol, dobrze wygląda fizycznie, ale większość punktów zdobywa u siebie - zauważa Pasieka, ale dodaje: - Nie oznacza to jednak, że się położy na murawie. Oczekuję od moich zawodników bojowej, ambitnej gry od pierwszej do ostatniej minuty, tak jak to było w meczu z Wisłą. Gramy u siebie i nikomu nie trzeba tłumaczyć, jaki wynik wyłącznie nas interesuje. Wierzę w to zwycięstwo.
W ostatnich dniach Pasy dużo pracowały nad grą defensywną całego zespołu. - Nacisk położyliśmy głównie - szczególnie patrząc na ostatni mecz z Ruchem Chorzów - na poprawienie agresywności w naszej grze. Chciałbym, żeby drużyna była bliżej przeciwnika, szybciej odbierała piłkę i skutecznie kontrowała - mówi Pasieka. - Chodzi o to, żeby wygraniu "pierwszej piłki" wygrać także tę "drugą piłkę". To jest najważniejsza, bo bez tego nie będziemy mogli zawiązywać akcji. Musimy od pierwszych minut zaatakować przeciwnika wysokim pressingiem, odbierać piłkę jak najbliżej bramki rywala i szukać swojej szansy na gola - uzupełnia Milos Kosanović.
W Krakowie wszyscy bardzo dobrze pamiętają ubiegłoroczny pojedynek Cracovii i GKS-u. Brunatni wygrywali przy Kałuży 1 2:0 jeszcze w 86. minucie, ale ostatecznie przegrali 2:3. Trener Pasieka prowadził wówczas Arkę Gdynia, czyli rywala Cracovii w walce o utrzymanie: - Podziwiałem wtedy wiarę i walkę do końca Cracovii, ale zastanawiałem się też nad tym, dlaczego piłkarze GKS-u przespali ostatnie minuty. Przy 2:0 piłkarze GKS pewnie myśleli, że już jest po meczu. Później mogli utrzymać 2:1 albo nawet 2:2. Tamten zryw dał Cracovii nadzieję na utrzymanie. Teraz sytuacja teraz jest trochę inna, bo mamy jeszcze dwa mecze rundy wiosennej, a wtedy był już koniec grania. Ponadto mamy 9, a nie 5 punktów. Czyli na pewno już jest lepiej. Cieszyłbym się z takiego samego wyniku, ale chciałbym uniknąć takiego dreszczowca.