Marcin Kamiński: Byłem zdołowany

Lech Poznań przegrał w niedzielę z Widzewem Łódź 0:1. Kolejorz w pięciu meczach z rzędu nie zdobył ani jednej bramki. Najbliżej przełamania katastrofalnej passy był Marcin Kamiński, który po strzale głową był bliski pokonania Macieja Mielcarza.

W ostatnich tygodniach piłkarze Lecha są w słabej dyspozycji i w pięciu kolejkach zdobyli tylko trzy punkty. - W pierwszej połowie stworzyliśmy sobie sytuacje, mogliśmy coś strzelić, ale się nie udało. Na drugą połowę źle wyszliśmy na boisko i Widzew strzelił bramkę - ocenia mecz z Widzewem Marcin Kamiński.

Atmosfera wokół Lecha jest coraz gorsza.. Kibice są już wyjątkowo poirytowani i domagają się zwolnienia Jose Marii Bakero. Również piłkarze są rozczarowani swoją postawą. - Po meczu siedzieliśmy sami w szatni i musieliśmy sobie porozmawiać. Zobaczymy jakie będą tego efekty - opowiada Kamiński.

Żaden z lechitów nie potrafił zdiagnozować przyczyny fatalnych występów. - Nie możemy strzelić gola i ciężko powiedzieć z czego to wynika. Naprawdę nie potrafię znaleźć wytłumaczenia. Zobaczymy co w najbliższym tygodniu powie trener - mówi Kamiński.

19-letni obrońca był najbliżej przerwania fatalnej passy, bo w 21. minucie jego uderzenie głową z największym trudem obronił Maciej Mielcarz. - Byłem przekonany, że piłka wpadnie do bramki i powiem szczerze byłem zdołowany - przyznaje młody zawodnik Kolejorza.

Do końca tegorocznych rozgrywek poznaniakom zostały mecze z ŁKS-em Łódź i Zagłębiem Lubin. Mimo słabej formy piłkarze Lecha nie chcą, aby rozgrywki się skończyły. - Nie chcemy, żeby runda się skończyła. Musimy sobie udowodnić, że te mecze i nieskuteczność to tylko pech. W końcu musimy trafić i mam nadzieję, że przełamiemy się w najbliższym spotkaniu - zakończył Kamiński.

Komentarze (0)