Dariusz Pasieka: W Kielcach potrzebuję ludzi, którzy podejmą walkę

Chociaż do meczu 16. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Cracovią a Koroną Kielce zostały jeszcze trzy dni, trener Pasów Dariusz Pasieka wie już, co będzie kluczowe dla jego zespołu w starciu ze złocisto-krwistymi.

- Korona jest bardzo niewygodnym rywalem, preferuje futbol twardy, stykowy, ale pierwsza połowa meczu z Bełchatowem pokazała, że jesteśmy w stanie grać z pełną determinacją. Wszyscy chłopcy walczyli dla klubu, dawali z siebie maksimum dla drużyny. Potrzebujemy ludzi, którzy podejmą podobną walkę w Kielcach. Wiemy, że jeśli tam "pękniemy", to będziemy mieć problem - tłumaczy opiekun Cracovii.

Przed sezonem z Korony odeszli m.in. Edi Andradina, Andrzej Niedzielan czy Paweł Golański, a do tego zmniejszono klubowy budżet. Ze względu na to kielczanie byli skazywani na pożarcie i spadek do I ligi. Tymczasem drużyna Leszka Ojrzyńskiego na półmetku rozgrywek zajmuje 6. pozycję w tabeli. - Postawa Korony w tym sezonie pokazuje najdobitniej, że liga jest nieobliczalna. Ta drużyna to z pewnością trudny rywal, zwłaszcza w meczach u siebie. Z drugiej jednak strony Bełchatów w Kielcach przegrywając 0:2 zdołał zremisować 2:2, a ŁKS Łódź wygrał tam 2:0. Nie jest zatem tak, że Korona w meczach u siebie całkowicie dominuje i nie można urwać jej jakichś punktów - mówi Pasieka.

W ostatnim, wygranym 2:1 meczu z GKS-em Bełchatów blok obronny Cracovii tworzyło czterech nominalnych stoperów: Łukasz Nawotczyński i Jan Hosek oraz grający na prawej stronie Mateusz Żytko i na lewej flance Milos Kosanović. - Byłem w dość trudnej sytuacji, bo kontuzje i kartki doprowadziły do tego, że nie miałem zbyt wielkiego wyboru co do obsady boków obrony. Nie chciałem już kombinować z Andrażem Struną czy ze Sławkiem Szeligą. Myślę, że rozwiązanie, które przyjęliśmy, zdało egzamin. Zarówno Mateusz, jak i Milos nie ustrzegli się błędów, jednak oni grali tam trochę z konieczności i siłą rzeczy zadanie mieli jeszcze trudniejsze. Mateusza "nakręciła" szybko strzelona przez niego bramka i udowodnił w tym spotkaniu, że czuje tę pozycję. Miał parę bardzo fajnych akcji, kilka razy świetnie obiegał skrzydłowego, grał bardzo ofensywnie. Z kolei Milos znakomicie bił w tym meczu stałe fragmenty gry, notując asystę przy pierwszej bramce. Mało brakło, a chwilę później po jego dośrodkowaniu też Hośek skierowałby piłkę do siatki. Nie wymagałem od Milosa gry ofensywnej, ponieważ jest to środkowy obrońca o pewnych parametrach i ja powiedziałem mu wyraźnie przed tym meczem, że najważniejsza jest obrona. Oczywiście wolałbym, żeby oba boki grały bardziej ofensywnie, ale nie możemy oczekiwać od każdego zawodnika, który zastępuje kolegę na nie swojej pozycji, że będzie na tej pozycji objawieniem - analizuje trener Cracovii.

Wracając myślami do meczu z Brunatnymi, Pasieka próbował znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Pasy po przerwie zaprezentowały się zdecydowanie słabiej niż w pierwszej połowie: - Moim zdaniem podobnie zagraliśmy w Chorzowie. Uważam, że główną przyczyną takiej sytuacji jest presja, jaką czują na sobie niektórzy zawodnicy. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jak wielką wagę ma dla nas to spotkanie. Przy prowadzeniu 1:0 uaktywnił się u nich instynkt samozachowawczy - podświadomie zaczęli się cofać, chcąc przede wszystkim nie stracić bramki. Zaczęli obawiać się gry do przodu na ryzyku i zbyt szybko myśleli o tym, by dowieźć to bezcenne zwycięstwo. Ja im oczywiście tego nie nakazywałem, ale na pewno to jest kwestia podświadomości, która podpowiada takie rozwiązanie. Faktem jest jednak, że brakuje nam stabilności, że nie umiemy zagrać dwóch równie dobrych połówek meczu i musimy to na dzień dzisiejszy brać pod uwagę.

W Kielcach Pasy zagrają bez kontuzjowanych Saidiego Ntibazonkizy, Krzysztofa Nykiela i Hesdey Suarta, ale do gry po pauzie za kartki wracają Koen van der Biezen i Bojan Puzigaca.

Komentarze (0)