29-letni obrońca przyszedł do Cracovii latem z Polonii Bytom, która w minionym sezonie pożegnała się z T-Mobile Ekstraklasą. W śląskiej drużynie "Żyto" nie popełniał rażących błędów i był wyróżniającym się jej ogniwem. Chociaż przez większość kariery grał na prawej obronie, przed sezonem 2010/2011 do Bytomia został ściągnięty jako stoper z Wisły Płock. W roli środkowego obrońca trafił też do Pasów, a za jego ściągnięciem stał Jurij Szatałow, który sprowadził go też do Polonii.
Już w debiucie w barwach Cracovii przeciwko Koronie Kielce popełnił błąd, po którym Pasy poniosły porażkę. W kolejnym meczu z Legią Warszawa "maczał palce" we wszystkich trzech bramkach straconych przez Pasy, a w trzecim występie dla krakowian doznał kontuzji kolana, która wyeliminowała go z gry na parę tygodni. Wrócił na mecz z Łódzkim Klubem Sportowym i przy stałym fragmencie gry nie upilnował Antoniego Łukasiewicza, który zdobył dla ŁKS-u zwycięskiego gola. Po tym jak Szatałowa na stanowisku trenera zastąpił Dariusz Pasieka, Żytko rozegrał dobre zawody z Górnikiem Zabrze, Cracovia po raz pierwszy w sezonie zachowała czyste konto. Tydzień później jednak mistrz Europy do lat 18 z 2001 roku zanotował koszmarny występ przeciwko Lechowi Poznań, którego puentą była sytuacja z 83. minuty, kiedy wypuścił sam na sam Artioma Rudniewa i Łotysz ustalił wynik spotkania na 3:0 dla Kolejorza.
Po meczu z Lechem Żytko spędził w szatni ponad dwie godziny, ale kiedy z niej wyszedł, nie bał się rozmowy z czekającymi na niego dziennikarzami. - Przede wszystkim dziękuję, że państwo czekali. Czemu tak długo? Bo leżę w tym momencie i podnieść się z ziemi jest ciężko. Musiałem posiedzieć, pomyśleć i najgorsze jest to, że nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego tak jest?" Gdybym chlał wódę, imprezował, w domu miałbym niepoukładane sprawy, to bym wiedział, dlaczego tak się dzieje, a te sprawy nie istnieją. Teraz jest mi ciężko, czuję się jak w tej piosence: "mniej niż zero". W szatni wszyscy mnie pocieszali, ale nie umiem racjonalnie wytłumaczyć tego, co się dzieje i nie ma dla mnie w tym momencie żadnego pocieszenia. Nasłuchałem się od kibiców, ale mają rację. Sam na takiego zawodnika jak ja "coś" bym powiedział - mówił wówczas łamiącym się głosem.
Do bólu szczera i bezpośrednia wypowiedź Żytki ujęła kibiców, ale i ludzi mniej zainteresowanych sportem. Jego reakcja nie była standardowa jak na warunki futbolu. Kilka dni później reportaż o nim pojawił się w telewizji Polsat, jako przykład, że można po męsku przyznać się do błędu i nie unikać odpowiedzialności. - Byłem bardzo zdziwiony tym, że przez ten wywiad wzbudziłem jakieś większe zainteresowanie, bo nie to było moim celem. Myślę, że nie mówiłem nic nadzwyczajnego. Po prostu nie chciałem wymykać się ze stadionu tylnym wyjściem, nie bałem się stanąć przed dziennikarzami i przyznałem się do błędu. Zachowałem się jak zawsze. Nie myślałem, że to jest coś nadzwyczajnego, ale widocznie w Polsce przyznanie się do błędu jest czymś rzadko spotykanym i dlatego to zainteresowało ludzi - dziwi się dziś obrońca "Pasów".
Po meczu z Lechem trener Pasieka urządził Żytce kwarantannę. Zabrakło dla niego miejsca w kadrze na kilka spotkań, trzy razy zagrał w Młodej Ekstraklasie. - To jest czas na pomóc Mateuszowi. Nikt nie zamierza go dobijać. Będziemy pomagać mu się odbudować - deklarował opiekun Pasów.
Żytko wrócił do gry ponad dwa miesiące po spotkaniu z Kolejorzem. 9 listopada zagrał 120 minut w meczu 1/8 finału Pucharu Polski z Ruchem Chorzów. Co ciekawe, wobec kontuzji Krzysztofa Nykiela trener Pasieka wystawił go na jego dawnej pozycji prawego obrońcy. Pierwszy mecz w lidze od pamiętnego z Lechem Żytko zagrał z GKS-em Bełchatów dokładnie w swoje 29. urodziny, 27 listopada. I sam sobie sprawił najlepszy prezent, zdobywając pierwszą bramkę dla Pasów i notując naprawdę dobry występ. Oczywiście na prawej obronie.
- Przez większość kariery byłem prawym obrońcą, ale powiedzmy sobie szczerze: trener nie musiał na mnie postawić - jest Andraż Struna, który do tej pory grał na prawej obronie. Z drugiej strony od trzech tygodni czułem zwyżkę swojej formy, dobrze wyszły mi badania wydolnościowe i na treningach wróciło do mnie szczęście. Na przykład dwa miesiące temu na treningach po rykoszetach ode mnie piłka wpadła do siatki, a teraz udaje mi się blokować. Czuję się lżejszy, lepiej funkcjonuję. Może trener to zauważył? Chociaż pewnie niektórzy postukali się w głowę, kiedy zobaczyli mnie w składzie. Zawsze miałem dobre wyniki badań wydolnościowych i zdrowie do biegania. Założyłem sobie taką grę i chciałem tak grać. 6-7 lat temu, kiedy regularnie grałem na prawej obronie, to tak właśnie grałem. Mam siłę do biegania, więc się podłączałem. Błędy mi się zdarzyły, ale nie popełnia ich ten, kto w ogóle nie próbuje - mówi.
Z odrodzenia Żytki zadowolony jest trener Pasieka: - Mateusz pozbierał się już na 110 procent. Widać jaką ma w tej chwili pewność siebie. Myślę, że potrzebował ten rozmowy po meczu z Lechem. Wszystko z siebie wyrzucił. Ja z nim też rozmawiałem kilka razy. Muszę powiedzieć, że taka reakcja Mateusza po meczu z Lechem mnie jako trenera niesamowicie satysfakcjonuje. Pracowaliśmy nad tym, żeby się nie załamał i odbudował się. Zabrał się za solidną pracę i trzeba powiedzieć, że gra na dobrym poziomie. Ze względów psychologicznych jego postawa jest budująca.