Historia zaczęła się już dzień wcześniej w nocy z soboty na niedzielę w Mielnie. Głośna impreza zdenerwowała mieszkankę sąsiedniego ośrodka. Zadzwoniła do właściciela pensjonatu, aby uciszył imprezujących piłkarzy. Głośna muzyka i krzyki ustały, ale nie na długo.
Sytuacja powtórzyła się następnej nocy. Tym razem zdenerwowana kobieta zadzwoniła od razu na policję. Funkcjonariusze przyjechali do ośrodka, by zająć się hałasującą młodzieżą. Tę scenę obserwowali przebywający w tym samym pensjonacie Radosław Majdan i Piotr Świerczewski. Piłkarze sami nie zachowywali się zbyt głośno, ale postanowili stanąć w obronie imprezowiczów.
Najpierw doszło do pyskówki. Policjanci usłyszeli nie tylko wyzwiska, ale także groźby śmierci. Nagle z pięściami na policjanta rzucił się Świerczewski. Kiedy funkcjonariusz próbował zakuć piłkarza w kajdanki, do akcji włączył się Majdan. Wtedy zaczęła się prawdziwa walka na ciosy i słowa.
Zaatakowani policjanci musieli wezwać posiłki. Obaj piłkarze dostali w końcu po oczach gazem łzawiącym i dopiero wtedy udało się ich zaprowadzić do radiowozu. Noc spędzili w areszcie. Jeszcze tam Świerczewski groził policjantom, że "ich załatwi".