Szymon Mierzyński: Stosunkowo szybko wróciliście do zajęć. Wszyscy zdążyli zregenerować siły?
Piotr Reiss: Jeśli chodzi o wypoczynek, to ja nie zdążyłem, ale mówię tylko za siebie. Chciałoby się więcej wolnych dni, zwłaszcza że przerwa letnia też była krótka. Urlopy są ważne nie tylko pod względem fizycznym. Trzeba odpocząć od futbolu i od siebie nawzajem. Niedawno się śmiałem, że jesienią częściej widywałem kolegów z zespołu niż żonę.
Przed wami dość żmudny czas...
- Runda wiosenna rusza stosunkowo późno - dopiero w drugiej połowie marca. Teraz duża rola trenerów w tym, byśmy po okresie przygotowawczym nie czuli się tak jak po sezonie. Same rozgrywki będą krótkie, więc nie możemy być zmęczeni.
Wiele wskazuje na to, że początek przygotowań będzie trudny. Sztab szkoleniowy powiększył się o nowe osoby, więc pewnie dostaniecie trochę w kość, zwłaszcza że forma fizyczna była największą bolączką Warty przez całą jesień.
- Nie da się ukryć, że trzeba solidnie potrenować. Inaczej nie da się wypracować odpowiedniej dyspozycji. Jednak najważniejszy jest materiał piłkarski. Jeśli jego zabraknie, to wynik też nie będzie dobry i to bez względu na jakość przygotowań. Gdy ktoś ma klasowych zawodników, wówczas dużo łatwiej osiągać satysfakcjonujące rezultaty. Wiem z doświadczenia, że decydujący jest potencjał. Oczywiście nie deprecjonuję konieczności doboru odpowiednich zajęć. To też trzeba robić mądrze. Myślę, że nasz sztab da sobie z tym radę. Warunki są dość specyficzne - długi okres przygotowań i krótka liga.
Zwrócił pan uwagę na materiał piłkarski. Czy ten jest w Warcie niewystarczający?
- Nie miałem na myśli konkretnie sytuacji panującej w naszym klubie, lecz to co wynika z mojego doświadczenia. Gram w piłkę dwadzieścia lat i przez ten czas zdążyłem się przekonać, że na pierwszy plan zawsze wysuwają się umiejętności. Dopiero później w grę wchodzą inne aspekty. Przecież nawet drużynę z "okręgówki" można perfekcyjnie przygotować do rundy, a jednak nie będzie ona w stanie wygrać z przedstawicielem ekstraklasy. Nie zamierzam oceniać mojego zespołu. Byłoby mi głupio to robić. To przecież moi koledzy.
Dla pana perspektywa ciężkich treningów w styczniu nie jest chyba nadmiernie przerażająca, zwłaszcza że w przeszłości grał pan w Lechu prowadzonym przez Franciszka Smudę. Ten szkoleniowiec, jak sam mówił, lubił "dołożyć do pieca".
- Przeszedłem już sporo okresów przygotowawczych. Ciężkiej pracy nikt się nie boi. Ważne, by była ona wykonana mądrze i we właściwym czasie.
Jaki będzie cel Warty na wiosnę? W pewnym momencie możecie znaleźć się w takiej samej sytuacji, jak w rundzie rewanżowej poprzedniego sezonu. Wtedy byliście już pewni utrzymania, a jednocześnie nie mieliście żadnych szans na awans...
- W naszym klubie od dłuższego czasu mówiło się o różnych celach, a przede wszystkim tym jednym najważniejszym. Teraz znaleźliśmy się w takim położeniu, że powinniśmy po prostu budować ciekawą drużynę i walczyć o zwycięstwa. Nie możemy oglądać się na tabelę, lecz robić swoje. Wcale nie jest powiedziane, że nie jesteśmy w stanie seryjnie wygrywać. W futbolu w grę wchodzi każda możliwość, dlatego jest tak pasjonujący.
Czy pojawiają się obawy, że możecie uwikłać się w walkę o utrzymanie? Przewaga nad strefą spadkową nie jest przecież duża. Wynosi tylko cztery punkty.
- Trudno już teraz powiedzieć jak będzie wyglądać runda wiosenna. Do wznowienia rozgrywek pozostały ponad dwa miesiące. Nie powinniśmy się na razie zastanawiać co możemy osiągnąć. Trzeba się skupić na spokojnych przygotowaniach. Ważne też, żeby wszyscy byli zdrowi. Gdy będziemy bliżej startu ligi i rozegramy kilka meczów sparingowych, wówczas ocenimy na co nas stać. Pamiętajmy, że po rundzie jesiennej kilku piłkarzy pożegnano, więc pewnie pojawią się nowe twarze w ich miejsce.
Cieszy się pan, że trener Jarosław Araszkiewicz pozostał na stanowisku? Nie będziecie mieli czwartego szkoleniowca w sezonie...
- To dobra decyzja. Każda zmiana wiąże się z jakąś destabilizacją. Jesienią zamieszania było dużo i nie mogliśmy spokojnie pracować. Do tego doszły kiepskie wyniki, zwłaszcza w meczach u siebie. To wszystko sprawiło, że miniona runda była trudna. Mam nadzieję, że wiosną na naszych twarzach pojawi się uśmiech, a w klubie zapanuje lepsza atmosfera.
Jeśli chodzi o atmosferę, to trener Araszkiewicz wydaje się właściwym człowiekiem. Ma pogodny charakter, zna realia Warty, bo kiedyś w niej pracował. Ponadto pochodzi z Wielkopolski.
- Te kwestie mają spore znaczenie. Trener doskonale zna tutejsze środowisko. Fajnie, gdy stawia się na ludzi z regionu. Dotyczy to zarówno szkoleniowców, jak i piłkarzy. Mam nadzieję, że niebawem doczekamy się pozytywnych efektów.
Czy to będzie ostatnie pół roku Piotra Reissa na ligowych boiskach?
- Na chwilę obecną noszę się z takim zamiarem. Pożegnania nigdy nie są łatwe, ale zawirowania z rundy jesiennej uświadomiły mnie, że już czas powiedzieć "dość".
Zapewne sporo osób będzie pana namawiać do kontynuowania kariery. Prezes Izabella Łukomska-Pyżalska nie ukrywa, że byłaby skłonna przedłużyć z panem umowę...
- Trudno powiedzieć co się wydarzy. Już wiele razy obiecywałem różne rzeczy, a później zmieniałem zdanie i szedłem w drugą stronę. Na razie chciałbym być zdrowy i zagrać dobrze w rundzie wiosennej, by kibice mnie pozytywnie zapamiętali. Co będzie natomiast w czerwcu? Tego nie wie nikt.