Zmiana trenera, kilka sensacyjnych porażek i słaba forma - tak wygląda obecnie Sporting. Maciej Skorża też ma jednak problemy. Z Legii odszedł Ariel Borysiuk, z powodu kontuzji grać nie może Miroslav Radović, a po raz ostatni na Pepsi Arena wystąpił Maciej Rybus. Pocieszeniem dla Skorży było natomiast to, że Danijel Ljuboja wrócił do zdrowia i znalazł się w podstawowym składzie.
W pierwszych minutach oba zespoły "badały" swojego rywala. Nikt nie chciał poważniej zaatakować. Dopiero po dziesięciu minutach zawodnicy Sportingu nieco śmielej ruszyli do przodu, ale i tak Portugalczycy nie potrafili wypracować sobie dogodnej okazji. Ataki Sportingu nie trwały jednak długo, bowiem po kwadransie gry do zdecydowanej ofensywy ruszyli Wojskowi. W 24. minucie Legia powinna objąć prowadzenie. Dość przypadkowo w kapitalnej okazji znalazł się Michał Żyro! Przegrał on jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem Sportingu, Rui Patricio.
Legioniści się jednak nie poddawali i śmiało dalej dążyli do objęcia prowadzenia. W międzyczasie kibice Legii rzucali śnieżkami w piłkarzy Sportingu. Arbiter zagroził nawet, że jeszcze raz zdarzy się coś takiego, to mecz zostanie przerwany. W 37. minucie ataki drużyny Macieja Skorży przyniosły skutek i stadion eksplodował radością. Po dośrodkowaniu Macieja Rybusa doszło do zamieszania w polu karnym Sportingu. Danijel Ljuboja zostawił piłkę Jakubowi Wawrzyniakowi, a ten z kilku metrów strzelił do bramki.
Piłkarze Sportingu co prawda starali się odgryźć, ale nie potrafili poważniej zagrozić bramce strzeżonej przez Dusana Kuciaka. Pewnie grała defensywa stołecznej drużyny. Końcówka pierwszej części gry także należała do Legii, która rywala zamknęła na jego połowie.
Druga część spotkania powinna zacząć się od... bramki dla Legii. Tym razem jednak Ljuboja nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem! Miał on dużo czasu i miejsca, aby spokojnie pokonać golkipera rywali. Świetnym podaniem w tej sytuacji popisał się Ivica Vrdoljak.
Niewykorzystane sytuację mszczą - mówi pewne piłkarskie porzekadło. W 60. minucie po dośrodkowaniu Matiasa Fernandeza z rzutu wolnego celnym strzałem głową popisał się Daniel Carrico. Po doprowadzeniu do remisu piłkarze Sportingu jakby uwierzyli we własne możliwości i zaczęli coraz groźniej atakować. Legia przetrwała jednak ten okres i potem sama znów ruszyła na rywala. To się opłaciło.
W 79. minucie Żyro podał do Rafała Wolskiego, stanęła zupełnie obrona Sportingu domagając się spalonego, którego raczej nie było. Piłkarz Legii dograł do zupełnie niepilnowanego Janusza Gola, który strzelił do pustej bramki!
To nie był jednak koniec bramek na Łazienkowskiej. W 88. minucie świetnym strzałem z 15 metrów z ostrego kąta popisał Andre Santos. Kuciak był bez szans. Do końca meczu więcej goli już nie padło.
Szkoda tych niewykorzystanych przez drużynę z Warszawy szans. O tym, kto awansuje do kolejnej rundy, zadecyduje rewanż w Lizbonie. Tam na pewno łatwo nie będzie. Legioniści pokazali jednak, że rywal nie jest taki straszny, jak go po losowaniu malowano. Sporting jest bowiem do ogrania, tylko trzeba uniknąć prostych błędów w defensywie i wykorzystać sytuacje sam na sam z bramkarzem. Łatwo się jednak mówi...
Legia Warszawa - Sporting Lizbona 2:2 (1:0)
1:0 - Wawrzyniak 37'
1:1 - Carrico 60'
2:1 - Gol 79'
2:2 - Santos 88'
Składy:
Legia Warszawa: Kuciak - Jędrzejczyk, Żewłakow, Komorowski, Wawrzyniak, Vrdoljak, Rzeźniczak (71' Wolski), Gol, Rybus (60' Kosecki), Żyro, Ljuboja (82' Hubnik).
Sporting Lizbona: Patricio - Pereira, Onyewu, Polga, Insua, Rinaudo, Fernandez, Carrillo (74' Santos), Schaars (46' Carrico), Izmailov (46' Pereirinha), van Wolfswinkel.
Żółte kartki: Onyewu, van Wolfswinkel, Insua (Sporting Lizbona) oraz Kosecki, Vrdoljak (Legia Warszawa).
Sędzia: Matej Jug (Słowenia).