Podopieczni Jacka Zielińskiego wygrali w Łodzi pewnie i zasłużenie, rywal był jednak słaby, a i trudna murawa nie sprzyjała płynnej grze, co odbiło się przede wszystkim na postawie niepewnej formacji ofensywnej. Czarne Koszule spisały się nieźle, wciąż jednak trudno ocenić, czy faktycznie dysponują potencjałem, który pozwoli im wiosną na skuteczną pogoń za przewodzącym tabeli Śląskiem Wrocław.
- Przeciwnik był, jaki był. Zdecydowanie przeważaliśmy, mieliśmy dużo więcej sytuacji i szkoda, że szybciej nie strzeliliśmy bramki na 2:0, bo po przerwie narobiliśmy sobie bigosu i ŁKS miał 100-procentowe sytuacje - relacjonuje Łukasz Trałka. - Wiedzieliśmy, że drugi gol ustawi mecz, spokojnie dowieziemy wygraną do końca i tak się stało. Warunki były ciężkie, a murawa twarda, zwłaszcza po bokach. Dla obu drużyn była jednak taka sama - podkreśla kapitan stołecznego zespołu.
Poloniści, zgodnie z oczekiwaniami, od samego początku przeważali i kibice zgromadzeni na obiekcie przy alei Unii na pierwszego tej wiosny gola musieli czekać tylko kwadrans. Tomasz Brzyski zewnętrzną częścią stopy zagrał kapitaną piłkę w pole karne, Edgar Cani w futbolówkę źle trafił i z próby strzału wyszło podanie do Roberta Jeża, który z najbliższej odległości nie miał żadnych problemów z pokonaniem Bogusława Wyparły.
- Mecz odbył się w dość specyficznych warunkach, wśród zwałów śniegu, na zmrożonym boisku. Kiedy to zobaczyłem przed spotkaniem, miałem obawy, dlatego bardzo cieszę się z trzech punktów zdobytych przez moją drużynę w tym niełatwym starciu - nie kryje Zieliński. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że dopóki wynik będzie na styku, do ŁKS będzie walczył jak o życie, ale liczyłem, że o wszystkim zadecydują umiejętności. Tak też się stało.
Po przerwie Czarne Koszule przeżyły jednak także kilka ciężkich chwil. W 48. minucie po błędzie Adama Kokoszki w sytuacji sam na sam z Michałem Gliwą znalazł się Marcin Mięciel, trafił jednak piłką prosto w golkipera rywali. - Było ślisko i przy każdej piłce zagrywanej do obrońcy i pomocnika trzeba było uważać, stąd parę strat - wyjaśnia jednak w rozmowie ze SportoweFakty.pl Brzyski. - Graliśmy jednak konsekwentnie i zwyciężyliśmy zasłużenie.
Polonia strzeliła w Łodzi dwie bramki, a mogła znacznie więcej. Dwukrotnie z futbolówką po dobrych zagraniach z prawego skrzydła mijał się w polu karnym Cani, uderzenie Władimira Dwaliszwiliego z linii bramkowej wybił jeden z łódzkich obrońców, a próbę Brzyskiego z rzutu wolnego na słupek sparował Wyparło. Swoją szansę po świetnym dośrodkowaniu Avirama Baruchyana miał także Pavel Sultes, będąc na piątym metrze - zamiast strzelać - próbował jednak piłkę zgrywać, co skończyło się niepowodzeniem.
- W wielu fragmentach zagraliśmy naprawdę mądrze, choć trochę zabrakło skuteczności - nie kryje Zieliński. - W tych warunkach, gdzie większość zawodników skupiała się raczej na łapaniu równowagi i próbowała utrzymać się na nogach, brakowało finezji i precyzji, dlatego przejdziemy nad tym do porządku dziennego - przyznaje szkoleniowiec Czarnych Koszul.
Kiepskie warunki i mierny rywal to czynniki sprawiające, że z oceną postawy Polonistów należy się jeszcze wstrzymać. Już za tydzień Czarne Koszule podejmą słynący z bardzo dobrej gry obronnej Widzew, a następnie zagrają z GKS-em, który już na starcie wiosennej części rozgrywek praktycznie wyeliminował z walki o mistrzowski tytuł Lecha Poznań. Te mecze powinny pokazać, na co faktycznie stać tej wiosny ekipę Zielińskiego.