Artur Długosz: Czarek Wilk przed chwilą powiedział, że Patryk Małecki sam nie chciał jechać do Lubina na mecz z KGHM Zagłębiem. Jak pan to może skomentować?
Kazimierz Moskal: - Tak było. Patryk ogłosił w szatni, przy wszystkich zawodnikach i sztabie, że nie chce być brany pod uwagę przy ustalaniu 18-stki wyjeżdżającej do Lubina i nie chce trenować z nami. To jego decyzja. Trudno mi w takiej sytuacji takiego zawodnika na siłę brać do autobusu.
Czyli tak uściślając - to nie była pana decyzja, żeby Patryk nie przyjechał z wami do Lubina?
- Ta decyzja w ogóle nie miała związku z tym, co się stało na meczu, czyli z tym, że on czuł się rozżalony tym, że został zmieniony i nie podał mi ręki. To podanie ręki nie ma w ogóle wpływu na to, co się dalej wydarzyło. Ważne było właśnie to, co się stało następnego dnia, a więc to, że Patryk dalej będąc rozżalony tym faktem, że został zmieniony, podjął taką decyzję, iż nie chce jechać na mecz i nie chce trenować z nami.
Czyli jak pan sobie to teraz wyobraża - zakładając, że macie trening w poniedziałek, Patryk Małecki na zajęcia przychodzi czy nie przychodzi?
- On miał czas do przemyślenia. Ja powiedziałem pod jakim warunkiem on może wrócić. Przede wszystkim musi zrozumieć, że popełnił błąd. Musi powiedzieć, że w końcu to przemyślał, zrozumiał i uważa, że zrobił źle - to jest raz. Dwa musi powiedzieć, że nigdy więcej się to nie powtórzy, bo jeśli następnym razem by się tak stało, to ja bym wtedy z niego zrezygnował. Po trzecie musi wyraźnie powiedzieć, że będzie akceptował wszelkie decyzje sztabu i respektował nasze reguły, które obowiązują wszystkich w szatni.
Czyli w tej chwili nie ma takiej opcji, że pan go już skreśla?
- Nie. Ja uważam, że każdemu trzeba podać rękę, chociaż zdajemy sobie sprawę, że Patryk robi coś takiego nie po raz pierwszy. W moim przypadku jest to jednak pierwszy raz. Jeśli on wyrazi tylko taką chęć to ja chętnie mu tą rękę podam. Miało to być w sobotę. Podobno zobowiązał się, że przyjdzie i ze mną porozmawia. Nie stawił się i go tutaj nie ma, co nie oznacza, że nawet gdyby przyszedł i porozmawiał to ja bym go już od razu wziął na ten mecz.
To dobry piłkarz tylko...
- Wszyscy o tym wiemy, ale no cóż. Tak jak mówię - to jest dorosły człowiek i podejmuje decyzje za które musi ponosić odpowiedzialność.
Remis w Lubinie dla trenera Wisły to porażka?
- Nie porażka tylko strata dwóch punktów. Remis daje nam jeden punkt, ale przyjechaliśmy tutaj, ale wyjechać z Lubina z trzema.
Czy Zagłębie zaskoczyło pana jako zespół czy też Wisła zaczęła grać dopiero po stracie gola?
- Takie same miałem odczucia i to samo powiedziałem zawodnikom w przerwie - że zaczęliśmy grać dopiero po utracie pierwszej bramki. To, co potrafimy i to, co chcemy grać. Graliśmy może troszeczkę dłużej niż do strzelenia drugiego gola przez nas. Ten okres właśnie o którym mówiłem - do pierwszego gola i po drugim to nie była nasza gra.
Brak Diaza i Małeckiego miał wpływ na to, jak Wisła zaprezentowała się w Lubinie?
- Myślę, ze mamy wyrównaną kadrę dwudziestu zdrowych zawodników z pola plus bramkarze. Do tego jeszcze jeszcze dochodzi Radek Sobolewski, który się leczy i Rafał Buguski. Wszyscy mają równe szanse na grę i to zależy od ich dyspozycji. Czy ich brakowało? Nie rozpatrywałbym tego w tych kategoriach.
Czeka pana ból głowy przed meczem rewanżowym ze Standardem Liege? Sergei Pareiko nie był zbyt pewnym punktem zespołu.
- Nie oceniam piłkarzy bezpośrednio po meczu, ani w rozmowie z mediami. Oczywiście będziemy mieli analizę i odniosę się do tego spotkania.
Po meczu w Lubinie jest pan mądrzejszy przed rewanżem w Liege?
- Będę miał trochę czasu na przemyślenia. Na razie jeszcze w głowie jest ten mecz, który rozegraliśmy w Lubinie. Każdy spotkanie niesie ze sobą jakieś wnioski i trzeba będzie to przemyśleć.
Wisła do Liege jedzie z szansami, aby ograć rywala? Pierwsze spotkanie pokazało, że Standard jest do przejścia.
- Myślę, że tak. Wierzę w to, że jesteśmy w stanie tam zagrać dobry mecz i osiągnąć korzystny wynik, który da nam awans.
Walka o mistrzostwo Polski jest jeszcze otwarta jeżeli chodzi o pana drużynę?
- Myślę, że tak. Jeszcze jest dwanaście spotkań. Jestem niezadowolony, bo w Lubinie liczyły się tylko trzy punkty, czyli dwa zgubiliśmy. Musimy myśleć o kolejnych spotkaniach.
Jeżeli chodzi o rywalizację pomiędzy napastnikami - czyli Genkovem i Bitonem - obaj są danym poziomie, a pan w tej chwili stawia po prostu na Genkova czy ta walka o miejsce w składzie jest otwarta?
- Mamy dwudziestu zawodników i wszyscy walczą o miejsce. Decyzja należy do mnie.
Jak pan jeszcze oceni Michała Czekaja? W meczu ze Standardem Liege dostał czerwoną kartkę, teraz w Lubinie nie ustrzegł się kilku błędów.
- Jak i inni zawodnicy, którzy też popełnili jakieś błędy. Nie będę się wypowiadał, oceniał zawodników publicznie.