Kazimierz Moskal: Musiałem wykazać się wielką cierpliwością

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po powrocie z Liege do Krakowa trener Wisły Kazimierz Moskal jeszcze raz zabrał głos w sprawie czwartkowego meczu ze Standardem, po którym Biała Gwiazda zakończyła swoją przygodę z Ligą Europejską.

Po remisie 1:1 w Krakowie w rewanżu w Belgii padł bezbramkowy remis, który do kolejnej rundy rozgrywek promował Czerwonych. Mistrzowie Polski wrócili do kraju o godz. 3 nad ranem, a przed południem spotkali się w klubie na treningu. - Oczywiście mam niedosyt i żal, bo uciekła nam wielka szansa - mówi Moskal, który przyznał, że ma za sobą nieprzespaną noc. - Piłka nożna polega jednak na zdobywaniu bramek, a w meczach pucharowych one są najważniejsze. Standard na wyjeździe strzelił gola i to on przesądził o awansie do kolejnej rundy - dodaje opiekun Wisły.

Spotkanie w Liege mogło zakończyć się skandalem, kiedy po końcowym gwizdku piłkarze obu drużyn skoczyli sobie do gardeł. Bezpośrednim zapalnikiem było zachowanie Sergeia Pareiki, który w ostatnich sekundach meczu wdał się w przepychankę z Sergem Gakpe po tym, jak gracz Standardu kopnął go w ręce przy interwencji. - To były ostatnie sekundy, duży stres i został brutalnie potraktowany przez rywala. Musiał dać ujście tym emocjom. Oczywiście nie jestem za takim zachowaniem, ale nie rozmawialiśmy jeszcze o tym. Późno wróciliśmy do kraju, każdy z nas musi wypocząć. Jeśli przyjdzie kara z UEFA, to wtedy będziemy zastanawiać się, co robić. Sam byłem na murawie po meczu, żeby nie doszło do rękoczynów. Nie bronię swoich zawodników, ale są pewne granice. Powiem szczerze, jak zobaczyłem gesty zawodnika Standardu, to musiałem się wykazać wielką cierpliwością - opowiada trener Moskal, mając na myśli zachowanie kapitana Standardu Reginala Goreux, który już w czasie meczu zachowywał się prowokująco: przy linii popchnął w plecy Juniora Diaza, po chwili też szkoleniowca Wisły, a pod koniec spotkania nadepnął na udo Cwetana Genkowa.

Opiekun mistrzów Polski nie ma żalu do Gervasio Nuneza, który za dwie żółte kartki został wyrzucony z boiska i Wisła musiała walczyć o awans w osłabieniu. - Przy tej drugiej sytuacji Gervasio po prostu się odwracał. Musiałby chyba odskoczyć, żeby nic się nie stało. Trudno oczekiwać od zawodnika, żeby będąc na boisku, nagle odskoczył w bok i zrobił rywalowi miejsce. Poza tym mam mieszane uczucia, co do podjęcia przez arbitra decyzji w tej sytuacji. Akcja już szła i sędzia po kilku sekundach wrócił do tego. Może to wynika z prawa korzyści? Nie wiem - zastanawia się Moskal i podkreśla: - Gervasio powinien mieć jednak świadomość tego, że jeśli już ma na koncie żółtą kartkę, to powinien unikać sytuacji grożących kolejną kartką.

Moskal przyznał, że jego głowę zaprzątają myśli o innych wyborach, których mógł dokonać na rewanż ze Standardem: - Po meczu takich pytań jest mnóstwo. Ja mogę z całą odpowiedzialnością wziąć na siebie ten wynik. Wiedzieliśmy, że musimy strzelić bramkę, ale też chcieliśmy grać "swoją piłkę", czyli utrzymywać się przy piłce. W Liege nie stworzyliśmy sobie za wiele sytuacji. Liczyłem, że będzie ich więcej. Byliśmy w stanie przejść Standard. Gdzie jest nasze maksimum? Jeśli pokonuje się kolejne przeszkody, to czasem można osiągnąć jeszcze więcej.

Źródło artykułu:
Komentarze (4)
rico-kaboom
24.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jakby pan Moskal się tak nie bał tylko wystawił jedynego porządnego napastnika jakiego ma, to mogło być inaczej...ale nie on musiał znowu postawić tylko na Genkova, z którego żadnego pożytku n Czytaj całość
avatar
Bruno
24.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No cóż, w Lidze Europy nie wyszło, ale mimo wszystko, życzę powodzenia w Ekstraklasie, tylko już bez Gervasio Nuneza, bo to kaleka, pajac który nie nadaje się do żadnej drużyny piłkarskiej. Roz Czytaj całość