Jacek Bednarz: Nie trzeba się kochać, ale trzeba mieć wspólny pomysł

- To nowa, inna rola. Czy łatwiejsza, czy trudniejsza, to przekonam się za kilka miesięcy. Coś więcej będę mógł powiedzieć na ten temat, kiedy skończy się najbliższe okno transferowe - mówi [tag=4213]Jacek Bednarz[/tag], który cztery dni temu został wiceprezesem zarządu Wisły Kraków do spraw sportowych.

Bednarz mówi o nowej, innej roli, ponieważ to jego druga przygoda z Białą Gwiazdą. Wcześniej od lipca 2007 do września 2009 roku był dyrektorem sportowym krakowskiego klubu. To za jego sprawą na Reymonta 22 przyszedł trener Maciej Skorża, który w rok po najgorszym sezonie w "erze Tele-Foniki" odzyskał dla Wisły mistrzostwo kraju. Bednarz pożegnał się z posadą, kiedy w sezonie 2009/2010 krakowianie odpadli z eliminacji Ligi Mistrzów z estońską Levadią Tallin.

- Mam wrażenie, że łatwiej jest pojawić się tutaj po raz pierwszy niż wrócić do Krakowa. Bardzo się cieszę, że znowu pracuję w Wiśle, choć w innej roli. Zarówno za pierwszym razem, jak i teraz, mam świadomość, że jest to wyzwanie, które niejeden chciałby podjąć. Jestem niezmiernie wdzięczny władzom klubu za ponownie zaufanie oraz za to, że po raz kolejny mogę realizować się zawodowo - przyznał Bednarz podczas piątkowego spotkania z dziennikarzami. - Najistotniejszą różnicą jest to, że wcześniej koncentrowałem się wyłącznie na sprawach związanych ze sportem. Dzisiaj jako członek zarządu jestem odpowiedzialny też za ogólną sytuację w klubie. To nowa, inna rola. Czy łatwiejsza, czy trudniejsza, to przekonam się za kilka miesięcy. Coś więcej będę mógł powiedzieć na ten temat, kiedy skończy się najbliższe okno transferowe. Wcześniej oprócz zarządzania sportem zajmowałem się też przebiegiem procesu transferowego. Kiedyś moja praca kończyła się na zawnioskowaniu danych piłkarzy, a kwestie organizacji finansów i odpowiedzialności, którą pociąga to dla klubu, były kompetencją zarządu - wyjaśnił.

Nowy wiceprezes Wisły nie będzie najważniejszym ogniwem w procesie transferowym. - Zgodnie ze statutem spółki transfery robi się wyłącznie za zgodą Rady Nadzorczej. Przykładowo będzie to wyglądać tak: trener oświadcza, że potrzebuje lewego obrońcę. Nasi skauci na jego wniosek szukają takiego piłkarza. Taką pracę wykonuje też wiceprezes do spraw sportowych. Mamy więc trzy źródła informacji o jakimś kandydacie. Mamy źródło informacji i kończymy pierwszy krok. Drugi krok to opinia od każdego z tych trzech podmiotów. Krok trzeci to decyzja: trener i wiceprezes decydują, czy Rada Nadzorcza na nasz wniosek ma dokonać takiego transferu czy nie. Decyzja o tym, czy będzie wydana jakakolwiek złotówka, należy do Rady Nadzorczej - tłumaczył 45-letni prawnik.

Bednarz podkreślił, że nie musi od zera budować strategii Wisły na najbliższe okienko transferowe: - Jestem po rozmowach z działem skautingu i dyrektorem sportowym Stanem Valckxem, który jest w podróży służbowej zaplanowanej jeszcze przed moim pojawieniem się w klubie. Wiem, że jest wyselekcjonowana grupa piłkarzy, którzy mogliby nas zasilić. Tutaj pewna praca została wykonana i nic nas nie zaskoczy. Mamy pełne zaufanie do trenera. Będzie uważnie słuchali jego spostrzeżeń. Postaramy się, żeby od nowego sezonu drużyna miała taki kształt, jaki trener uzna za najlepszy.

Tak samo nie podjęto jeszcze decyzji w sprawie zawodników, których przyszłość w Białej Gwieździe jest niejasna: kończą im się kontrakty lub okresy wypożyczeń albo wcześniej nie spełniali nadziei. - Te dwie osoby odpowiedzialne za pierwszą drużynę, czyli trener i ja jako wiceprezesa, musimy przyjrzeć się, jak to wszystko funkcjonuje, kto spełnia wymagania trenera i zarządu. Na dziś każdy zawodnik pierwszej drużyny i Młodej Ekstraklasy ma szansę na przekonanie nas do siebie. Zbieramy informacje i jeśli będziemy mieli ich wystarczająco dużo, podejmiemy decyzje - mówił Bednarz. Wiceprezes podkreślił, że na sukces Wisły będzie pracować większe grono: - To będzie zespół. To nie będzie tylko wiceprezes do spraw sportowych i trener pierwszego zespołu, ale też inni ludzie, którzy pracują na to, żeby przede wszystkim pierwsza drużyna była wizytówką. Nie trzeba się kochać, nie trzeba za sobą przepadać, ale trzeba mieć wspólny pomysł na to, by w każdej sytuacji, gdy jest trudno i gdy jest łatwo, realizować wspólne cele. Widzę, że z trenerem Probierzem mamy podobną wizję i póki co będę tę wizję wspierał. Jeśli on zmieni zdanie, to wtedy będziemy musieli ustalić nowe zasady współpracy. Myślę, że w sytuacji w jakiej teraz znalazła się drużyna, tego rodzaju sternik był nam potrzebny. To też oznacza, że kredyt optymizmu na przyszłość mam naprawdę duży.

Komentarze (0)