Marcin Żewłakow: Legia przyszła mi w sukurs

W pojedynku braci Żewłakowów lepszy okazał się Marcin: napastnik bełchatowskiego GKS-u strzelił gola na wagę jednego punktu dla swojej drużyny.

Kinga Popiołek
Kinga Popiołek

GKS Bełchatów podtrzymał trzyletnią tradycję nieprzegranego spotkania przy Łazienkowskiej. Zwycięstwo odebrał Wojskowym (Legia do 57. minuty prowadziła 1:0) Marcin Żewłakow. - Nie wiem, co mam powiedzieć, bo po raz kolejny Legia przyszła mi w sukurs, bo troszkę indolencji strzeleckiej mi się zebrało: bramki nie strzeliłem już ładnych kilka kolejek - powiedział po spotkaniu ofensor Brunatnych. - Cieszę się z tego gola, bo troszkę mnie odblokował, przyniósł punkt i chyba w ważnym momencie został strzelony. Dobrze się złożyło. Zapowiada się sympatyczna niedziela: będę miał lekką przewagę nad bratem - nie ukrywał zawodnik.

Dla Legii to już trzeci z rzędu remis przy Łazienkowskiej. A co by było, gdyby te dwa punkty stracone w meczu z GKS-em zaważyły o mistrzostwie warszawian? - Myślę, że to był taki jednostkowy mecz. Tak naprawdę to chyba nie będzie miało większego znaczenia w końcowym rozrachunku, mam na myśli mistrzostwo Legii, bo przed nimi jeszcze kilka spotkań. Ale to prawda, jeśli chodzi o Legię, że remis na własnym boisku, jest traktowany jak porażka. Bardziej cieszy ten punkt dla GKS-u Bełchatów - ocenił Żewłakow.

Pierwszy z braci - Michał, rozegrał pełne 90 minut, drugi - Marcin, pojawił się w 46. minucie. Czy przed spotkaniem Żewłakow - ofensor wiedział o tym, że trener Kiereś wpuści go na boisko? - Nie, wydaje mi się, że to nie było z góry założone, gdzieś wynikło po drodze. Pojawiła się informacja, że wchodzę od drugiej połowy i cieszę się, że jakoś to wyszło - powiedział. - Nie rozmawiałem z Michałem po meczu, jedyne co, to podziękowaliśmy sobie po ostatnim gwizdku sędziego - dodał.

W starciu braci Żewłakowów triufmował Marcin W starciu braci Żewłakowów triufmował Marcin
W pierwszej połowie GKS grał agresywnie, często atakując bramkę Dusana Kuciaka. Po przerwie bełchatowianie mieli dwa stałe fragmenty gry, a po jednym z nich padł strzał zwieńczony golem. - W drugiej połowie mieliśmy ściśle określone założenia: strzelić gola, który daje wyrównanie i zagrać konsekwentnie z tyłu. Przy odrobinie szczęścia Legia mogła pokusić się o bramkę. Wydaje mi się, że zarówno boisko, jak i nasza taktyka, nie pozwoliły rozwinąć im skrzydeł, przez co mecz zakończył się remisem, który nas cieszy - analizował Marcin Żewłakow.

- Słyszałem głosy, że skrada się jakiś kryzys w szeregach Legii. Tak, jak powiedziałem: remis dla nich na własnym stadionie jest zawsze traktowany jako strata dwóch punktów a nie zyskanie jednego. Tak naprawdę mecz meczowi nie jest równy. Kolejny może być okrzyknięty jako dobry i każdy przejdzie nad tą sytuacją do porządku dziennego - oceniał sytuację rywala po ostatnich spotkaniach ofensor GKS-u. - Meczu z Gryfem nie ma co rozważać, bo w głowach chłopaków z Legii był mecz z nami, a kwestia dalszego awansu rozstrzygnęła się w pierwszym spotkaniu i pewnie rewanż chcieli dograć jak najmniejszym nakładem sił i stratą materiału ludzkiego. Oczywiście, dla dziennikarzy, którzy wszystko skrzętnie wykorzystują jest to kolejny niewygrany mecz, ale założenia zostały wykonane. Legia walczy o mistrzostwo, a idąc dwoma torami trzema czasem trochę kalkulować - zakończył Żewłakow.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×