Jak w ogóle doszło do tego, że Michał Żewłakow nie upilnował swojego brata na stadionie jego drużyny? - Nie można powiedzieć, że pozwoliłem bratu... Akurat w tym momencie wykorzystał sytuację, jaką miał. Denerwuje mnie to, że on tak sobie hula po stadionie Legii i co wyjeżdża z meczu, to z golem. Tym bardziej, że jest to bramka, która nam zabiera dwa punkty i tylko GKS może się cieszyć z wyniku - nie ukrywał obrońca warszawskiej Legii.
Po remisie z Brunatnymi nie brakowało pytań o to, czy ostatnie rezultaty Wojskowych są symptomem kryzysu. - Wiem, że pewnie i kibice, i dziennikarze będą dostrzegać pewien kryzys czy impas, czy jeszcze coś złego, co się dzieje w drużynie. Ten sezon nie jest łatwy, my też już jesteśmy po wielu meczach. W zasadzie dalej gramy na dwóch frontach, bo jest i Puchar Polski, i liga. Kiedy gra się z drużynami, które bronią się i koncentrują się na grze z kontry, to te mecze nie są dla nas łatwe. To też nie jest usprawiedliwienie, bo jeśli chcemy zdobyć mistrzostwo Polski i to nawet brzydko, to powinniśmy umieć wykorzystywać takie sytuacje. Jest na pewno coś takiego, co nie może nas zadowalać, bo gra ofensywna nie wygląda tak, jak wcześniej. Ale wynika to również z tego, że drużyny, które tu przyjeżdżają, wznoszą się na wyżyny, są bardzo zdeterminowane i nie pozwalają nam grać tak, jak to robiliśmy chociażby kilka tygodni temu - tłumaczył Michał Żewłakow.
Jeśli nie kryzys, to co? - To tak, jak czasem z zawodnikiem podczas sezonu: też nie może prezentować przez cały czas idealnej formy. I czasami, kiedy kilku zawodników obniża swoje loty, to też wpływa na drużynę. Legia jest na tyle specyficznym klubem, że nawet jak wygrywa, tak jak z Podbeskidziem, to tez są pretensje, że nie gramy ładnie i brakuje ładnych akcji. Jednak są to rzeczy, które nas bolą i po meczu jesteśmy wściekli, czekamy na spotkanie, jakie w jakiś sposób zakończy tę brzydką serię. Ale może w takim meczu, jak z Wisłą, gdzie zagrają dwie drużyny prezentujące otwarty styl gry, będzie nam troszkę łatwiej. Chcemy zapomnieć o tych ostatnich pojedynkach, niech tak wielki mecz, jak Wisła - Legia niech będzie dla nas meczem na przełamanie - wyraził nadzieję zawodnik klubu z Łazienkowskiej.
W meczu z GKS-em Legioniści uciekali się do długich podań, które nie miały szans rozwinięcia. - Myślę, że to jest też jeden z problemów, że w takich momentach nie jesteśmy na tyle wyrachowani i spokojni, troszkę targają nami emocje, kiedy człowiek podejmuje błędne decyzje. Ale jest to cięższy okres, a nie kryzys. Musimy z tego wyjść jako drużyna. Nie mogą teraz jednostki próbować pociągnąć tego w swoją stronę, musimy zareagować jako drużyna. Wydaje mi się, że taki mecz jak z Wisłą, będzie ku temu dobrą okazją - wyjaśniał Żewłakow.
Jednakże do Krakowa Legia uda się w nieco trudnej sytuacji, bowiem od drugiego Śląska Wrocław dzielą ją już tylko dwa punkty. - Taka jest nasza polska liga: im bliżej końca sezonu, tym te mecze będą bardziej zaciekłe, coraz częściej będą grały drużyny, które walczą albo o puchar, albo o mistrzostwo z drużynami walczącymi o utrzymanie. Liga pewnie będzie nas raczyć niespodziankami. My się nie załamujemy, dalej gramy o mistrzostwo Polski. A - paradoksalnie - to tak na dwoje babka wróżyła, bo się może okazać w poniedziałek, że ten punkt to jest punkt, jaki oddali nas od tej strefy, która nas goni. Poczekamy też na inne drużyny. Natomiast naszym głównym zadaniem jest obserwacja samych siebie i poprawa gry, bo to niewątpliwie wygląda gorzej niż w meczu ze Śląskiem - mówił pomocnik stołecznej ekipy.