Paweł Kościółek: Na spalonym - T-Mobile Ekstraklasa, czyli liga, której nie da się oglądać!

Wiecie, jak budowane są kadry zespołów naszej Ekstraklasy? Na ostatnią chwilę, trochę jak w dowcipie o maturzyście. Kojarzycie ten żart? No więc przygotowuje się młody adept szkolnictwa do matury i już na rok przed egzaminem siada do nauki. - Nie ucz się teraz, jest jeszcze sporo czasu - podpowiada mu rozum. Odłożył zatem książki i wrócił do zakuwania za parę miesięcy. - Nie ucz się teraz, jest jeszcze sporo czasu - znów rozum dał znać o sobie. Gdy uczeń otworzył książki na dwa dni przed maturą, rozum znów do niego zagaił. - Do tej pory nic się nie nauczyłeś, to w dwa dni tym bardziej się nie nauczysz. Idź na żywioł! - podpowiedział. Przyszedł sądny dzień, uczeń otwiera arkusz pytań maturalnych i zrozpaczony klnie pod nosem - O k...! Na co rozum odpowiada. - O ja pie...

Sytuacja ta idealnie obrazuje montowanie składów drużyn do ligowej rywalizacji. Potem jest płacz, lament i zgrzytanie zębów. Bo chłopcy nieprzygotowani, bo nie odpalili w odpowiednim momencie. Bo nie wkomponowali się jeszcze do składu i potrzebują czasu. Jesienią to była ulubiona nuta Jana Urbana, byłego opiekuna Zagłębia Lubin. Janusz Gancarczyk pół roku nie grał, bo przyszedł z Klubu Kokosa, Darvydas Sernas nie załapał systemu gry jednym napastnikiem, a lider Szymon Pawłowski nie zatrybił. Zresztą nie tylko on się tak tłumaczył, bo przecież Maciej Skorża też wyjaśniał niedyspozycję drużyny brakiem czasu i transferami last minute. Kuriozum nastąpiło w przerwie między rozgrywkami, gdy stracił Macieja Rybusa i Marcina Komorowskiego, a komunikat dostał jasny. - Sprowadź tańszych i walcz o mistrzostwo!

Dziś o to mistrzostwo walczy, podobnie jak Śląsk, Ruch i Korona. I choćby ten fakt obrazuje słabość naszej ligi, bo przetrzebiona Legia i trzech przeciętniaków biją się o najwyższe cele. Kreowana na mocarza naszej Ekstraklasy Polonia Warszawa, co najwyżej powalczyć może o europejskie puchary, choć w jej przypadku obstawiałbym raczej na puchar Tymbarka w grupach młodzieżowych, niż jakiekolwiek klasowe trofeum. A przecież przed sezonem mówiło się, że w cuglach wygra ligę. Lech Poznań? Też miał być niezły, a dopiero ostatnim zwycięstwem nad Śląskiem Wrocław przypomniał połowie Polski, że w ogóle gra w Ekstraklasie. Wisła Kraków? Tragedia, dopiero siódme miejsce na tyleż samo kolejek przed zakończeniem ligi. No i Zagłębie Lubin z piątym budżetem w Ekstraklasie heroicznie walczące o utrzymanie.

Jestem z Wrocławia i kibicuję Śląskowi, ale z całym szacunkiem i sympatią do tego klubu uważam, że nie jest on gotów na mistrzostwo. Ci chłopcy nie mają przecież mentalności zwycięzców, a gros z nich pamięta jeszcze rywalizację w trzeciej lidze. Zresztą pozycja lidera po jesieni i szybka strata przewagi nad drugą Legią, niech najlepiej o tym świadczy.

Jaki jest efekt tych wszystkich zawirowań? Ano taki, że my, kibice, chodzimy na spotkania, by popatrzeć na nieprzygotowanych, nieudolnie kopiących piłkę zawodników. Na dodatek słuchamy ciągle tych samych wymówek. Nudzimy się przez 90 minut i podniecamy każdą dobrą akcją lub celnym podaniem. Zachwycamy udanym dryblingiem, bijemy brawo, gdy obrońca wykona czysty wślizg. A potem zawód i znów poczucie beznadziei.

Oglądaliście w środę mecz Ligi Mistrzów Milanu z Barceloną? Tam człowiek nie miał czasu wyjść do kibla, albo po herbatę, tyle się działo. Emocji było tak wiele, że podczas bloku reklamowego w przerwie meczu można było odnieść wrażenie, że z Biedronki za chwilę wybiegnie Robinho. I to jest właśnie piłka, na którą warto przychodzić. Której trzeba kibicować i się nią emocjonować.

Polska liga jeszcze dziś nie zasługuje na jej opłacanie. Powinna być dostępna za darmo. Cieszę się, że z racji wykonywanych obowiązków, nie muszę płacić za bilety na mecze polskiej Ekstraklasy, bo uważam, iż kilkadziesiąt złotych co tydzień na profanację futbolu wydają tylko najwięksi zapaleńcy. Tak jak mój kumpel, który przed każdym pojedynkiem ligowym traci nie tylko kasę, ale również zdrowie. Przed pierwszym gwizdkiem musi bowiem walnąć kilka setek czystej. - Bo T-Mobile ekstraklasa na trzeźwo jest nie do przyjęcia - powiedział ostatnio.

Źródło artykułu: