W ubiegłym sezonie, gdy obie drużyny występowały na zapleczu ekstraklasy, ŁKS Łódź nadawał ton pierwszoligowej rywalizacji. Ełkaesiacy zakończyli rozgrywki na pierwszym miejscu i z nadziejami patrzyli na powrót do T-Mobile Ekstraklasy. Podbeskidzie wówczas znalazło się tuż za łodzianami i również awansowało. Spotkania obu zespołów w I lidze były bardzo emocjonujące.
Po 23. kolejkach sezonu 2011/2012 beniaminkowie ekstraklasy są na dwóch różnych jej biegunach. Choć teoretycznie walczą o ten sam cel, a więc utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, to jednak tabela mówi wszystko. Górale zajmują ósme miejsce z 33 punktami, ex aequo z Wisłą Kraków. ŁKS tymczasem jest w strefie spadkowej, z której nie może się jak na razie wydostać. - Wiadomo, że jak się występuje w roli faworyta to różnie z tym bywa. ŁKS jest chwalony za grę, natomiast statystyka jest dla nich okrutna - mówi trener Podbeskidzia, Robert Kasperczyk o najbliższych rywalach swojej drużyny.
Choć łodzianie przed rundą wiosenną wzmocnili personalnie skład znanymi nazwiskami, to jednak - jak mówi stare hasło - nazwiska nie grają. To potwierdza się jak dotychczas w występach ŁKS-u. Organizacyjnie klub z Łodzi nadal jest w sytuacji zawieszenia, choć ostatnie informacje są dla niego lepsze. Nastąpić ma oddłużenie spółki o 3,5 mln złotych. Klub także sfinalizował spłatę zobowiązań wobec Urzędu Skarbowego, a dług wobec ZUS zostanie rozłożony na raty. Górale natomiast, choć nie są krezusem ekstraklasy, mają ustabilizowaną sytuację finansową.
- Na papierze, nic nie ujmując naszemu zespołowi, ŁKS wygląda troszeczkę lepiej - biorąc pod uwagę CV poszczególnych zawodników. Przypomnę, że jak wywalczyliśmy awans do ekstraklasy, to nie my zakończyliśmy rozgrywki I ligi na pierwszym miejscu tylko właśnie ŁKS. A gdzie są teraz obie drużyny? Jak daleko od siebie, to widać - dodaje portalowi SportoweFakty.pl Kasperczyk.