Czesław Michniewicz: Historię trzeba znać, ale nie można nią żyć
Czesław Michniewicz trenerską pracę przy Konwiktorskiej rozpoczął od efektownego zwycięstwa, a mecz ze Śląskiem dostarczył mu wielu cennych informacji.
Czarne Koszule rozegrały najlepszy mecz tej wiosny, a niektórzy zawodnicy po końcowym gwizdku przyznawali, że zmiana szkoleniowca pomogła oczyścić atmosferę w szatni i dała drużynie pozytywny impuls. - Trudno mi powiedzieć, co działo się wewnątrz zespołu wcześniej. Znam wyniki, ale nie wiem, jaka była tak naprawdę sytuacja w szatni - przyznaje Michniewicz. - Nie dopytywałem żadnego zawodnika o to, co się działo, jak trenowali, co robili, a czego nie. Byłoby to nie fair wobec mojego poprzednika - dodaje nowy trener stołecznej jedenastki.
W niedzielę na boisko wybiegła jednak drużyna inna, aniżeli w kilku wcześniejszych ligowych meczach. Poloniści byli skuteczni i zdecydowani, rośli w oczach, ich pewność siebie wzmacniała się z minuty na minutę. Efekt nowej miotły zrobił swoje, Michniewicz skutecznie przekonał zespół do odrzucenia ciążącej przeszłości i nowego otwarcia.
Trener Czarnych Koszul pokusił się też o kilka cenzurek indywidualnych. - Przekonałem się, że Kokoszka może być liderem drużyny w obronie, a Jodłowiec świetnie radzi sobie jako stoper. Fantastyczny mecz rozegrał Łukasz Piątek, to on był takim cichym bohaterem środka pola. Obawialiśmy się Dudka, Mili i Kaźmierczaka, Śląsk nie stworzył sobie jednak zbyt wielu sytuacji, a to zasługa przede wszystkim środkowych pomocników - przyznaje.
Po jednej wygranej nikt przy Konwiktorskiej nie popada jednak w hurraoptymizm, bo strata do lidera wciąż wynosi cztery oczka i każda następna wpadka może zakończyć marzenia Polonistów o mistrzostwie Polski. Piłkarzom Czarnych Koszul - idąc za słowami Michniewicza - do rozbrojenia pozostało jeszcze sześć min. Jeśli żadna nie wybuchnie im w twarz, sezon uda się uratować.