Piotr Reiss to żywa legenda Lecha. W klubie, któremu kibicował od dziecka, spędził prawie całą swoją karierę. Rozegrał w nim 304 spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej i zdobył 107 bramek. Jeszcze w zeszłym sezonie mówiło się, że Kolejorz nie potrafi grać bez swojego kapitana. Gdy nie mógł wystąpić z powodu kontuzji, od razu zaczynały się problemy. Mówiło się, że jeśli Reiss gra dobrze, to cały zespół gra dobrze.
Problemy sympatycznego zawodnika rozpoczęły się na początku rundy wiosennej poprzedniego sezonu. Reiss prezentował się przeciętnie, aż wreszcie w meczu z GKS Bełchatów zasiadł na ławce rezerwowych, co wtedy było sporą sensacją. Taka sytuacja powtarzała się coraz częściej. Wszystko wskazuje na to, że podobnie będzie w tym sezonie. Napastnikiem numer jeden jest Hernan Rengifo, a do kadry dołączył jeszcze Robert Lewandowski, król strzelców drugiej ligi.
Ponadto Reiss raził nieskutecznością w tegorocznych rozgrywkach. Pierwszą bramkę w oficjalnym meczu zdobył dopiero w rewanżowym spotkaniu z Chazarem Lenkoran. Wcześniej trafiał jedynie w towarzyskim pojedynku z Kubą oraz w dwóch sparingach z drużynami z niższych lig. Ostatnie trzy trafienia Reissa, które miały miejsce w meczach z Polonią Bytom, Koroną Kielce i Chazarem Lenkoran łączy pewna prawidłowość. W tych spotkaniach kibice głośno wspierali swojego ulubieńca, co przyniosło efekty w postaci bramek. Może sympatycy Kolejorza powinni w każdym meczu skandować jego imię i nazwisko, co pozwoliłoby Reissowi regularnie trafiać do siatki?
Póki co jednak "Reksio" musi zapomnieć, że będzie odgrywał w drużynie pierwszoplanowe role. Przypisana zostanie mu raczej rola dżokera, z której akurat w spotkaniu z azerskim klubem wywiązał się bardzo dobrze. Czy podobnie będzie w lidze? Reiss ma nadzieję, że jednak będzie dostawał szansę gry w pierwszym składzie w niektórych spotkaniach. - Chcemy grać o najwyższe cele w lidze, o grę w fazie grupowej Pucharu UEFA, ważny jest również Puchar Polski. Tych meczów możemy mieć bardzo wiele, grać będziemy co 3-4 dni, więc na pewno będzie rotacja w składzie - mówi z nadziejami lechita.
W tym sezonie Lech posiada mocną i szeroką kadrę. Wiadomo, że nie każdy zawodnik może wytrzymać taki natłok meczów, poza tym ciężko będzie wyleczyć niegroźne urazy. - Jeśli zawodnik daje z siebie wszystko na boisku, to nie tylko ciężkie kontuzje wykluczają z gry, ale również stłuczenia. Trener nam cały czas powtarza, że liczy na wszystkich. Dzisiaj gra jeden, a jutro może szansę dostać ktoś inny - dodaje Reiss, który nie narzeka na obecną sytuację i stara się szlifować swoją dyspozycję. - Ja w siebie wierzę i staram się robić wszystko, aby być w jak najlepszej formie.
Lechita nie ukrywa radości, że po kilku tygodniach oczekiwania wreszcie wznowione zostaną rozgrywki ekstraklasy. - Okres przygotowawczy był bardzo zawirowany. Na początku mieliśmy grać w Pucharze Intertoto, a potem się okazało, że zagramy w UEFA. Następnie opóźniała się liga. Na pewno chcemy już grać, bo wykładnikiem naszych codziennych zmagań jest mecz ligowy. Cieszymy się, że sezon wreszcie rusza. Ważne jest dla nas pierwsze spotkanie - kontynuuje "Rejsik".
Dla Reissa najprawdopodobniej będzie to ostatni sezon w roli piłkarza. W zawodniczej karierze osiągnął dość sporo, ale w kolekcji brakuje mu jeszcze jednego trofeum - mistrzostwa Polski z Lechem. Znając szczęście lechity bardzo możliwe, że uda mu się to zdobyć. Kiedyś marzył o strzeleniu bramki Legii na jej stadionie, o koronie króla strzelców, a ostatnio o zdobyciu bramki dla Kolejorza w Pucharze UEFA, bo wcześniej strzelił jedynie gola dla Herthy Berlin i to w spotkaniu z Amiką Wronki. Wszystkie te cele spełnił. Czy los uśmiechnie się do niego kolejny raz i dopisze do swoich sukcesów triumf w lidze z Kolejorzem?