Górnik Zabrze zasłużenie pokonał Polonię Warszawa 1:0 (0:0) i przypieczętował utrzymanie na boiskach T-Mobile Ekstraklasy. Złotą bramkę dla śląskiej drużyny zdobył w tym meczu ktoś z duetu Mariusz Magiera - Adam Danch. Sami zawodnicy nie chcą jednoznacznie zabierać zdania na ten temat.
Jak to możliwe? Nie ulega wątpliwości, że obaj zainteresowani odegrali kluczowe role przy bramce dla zabrzan. Złudzeń też nie pozostawia fakt, że ostatni piłki dotknął Danch, ale nie wiadomo, czy ta nie była już wtedy za linią bramkową. Kapitalnie z rzutu rożnego zakręcił bowiem Magiera i piłka efektownym rogalem wpadła Sebastianowi Przyrowskiemu za kołnierz.
- Wydaje mi się, że do bramki trafiłem ja, ale nie wiem czy piłka nie była już za linią. Decydowały centymetry - przyznaje Danch. - Myślę, że było to trafienie Adasia, choć z mojej perspektywy ciężko było to ocenić. Widziałem tylko wielką radość chłopaków i pobiegłem do środka boiska, by cieszyć się z nimi. Mało ważne kto tę bramkę strzelił. Najważniejsze, że dała nam ona trzy punkty w meczu z naprawdę wymagającym rywalem - przekonuje Magiera.
Lewy defensor górniczej drużyny nie miał za złe partnerowi z zespołu, że ten być może odebrał mu "trafienie życia". - Nie mam nic nikomu za złe. Kilka razy w tym sezonie piłka zatańczyła już po moich dograniach na linii, ale zawsze potem wypadała w drugą stronę. Cieszę się, że tym razem było na odwrót, nawet kosztem mojego trafienia - zapewnia gracz drużyny z Roosevelta.
Obok piłkarskich umiejętności i dużej konsekwencji taktycznej Górnik mógł w meczu z Polonią liczyć na łut szczęścia. Ślepy los kilka razy uratował zabrzan przed utratą bramki. - Słupek Sultesa czy główka Caniego mogły spokojnie wpaść do bramki i nie moglibyśmy mieć do nikogo pretensji. Tak się jednak gra w piłkę. My też mieliśmy swoje sytuacje, których nie wykorzystaliśmy. Polonia postawiła wszystko na jedną kartę i grając va banque mogli ten mecz wygrać. Na nasze szczęście fart był po naszej stronie - triumfuje lewy defensor śląskiej drużyny.
W rundzie wiosennej drużyny ze stolicy Górnikowi wybitnie leżą. Na inaugurację przy Roosevelta poległa Legia Warszawa. Tym razem wyższość zabrzańskiej drużyny musiały uznać Czarne Koszule. - Tak się jakoś układa, że z drużynami z Warszawy gra nam się dobrze, ale to tylko dlatego, że na mecze z naprawdę silnymi zespołami potrafimy się spiąć i zagrać jak równy z równym. To nas zresztą wcale nie martwi. Takie punkty smakują szczególnie - puentuje gracz drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.