Jarosław Bieniuk: Daliśmy z siebie wszystko

Po serii trzech porażek z rzędu piłkarze Widzewa zremisowali z Łódzkim Klubem Sportowym 1:1. Drugi mecz po kontuzji rozegrał czołowy obrońca czerwono-biało-czerwonych, Jarosław Bieniuk. Defensor Widzewa wciąż czuje, że brakuje mu ligowego ogrania.

Tuż po końcowym gwizdku sędziego podopieczny trenera Radosława Mroczkowskiego skomentował okoliczności, w jakich padł remisowy wynik w poniedziałkowym meczu. - Po tej serii trzech porażek z rzędu punkt zdobyty na wyjeździe, na takim terenie, z drużyną, która ma nóż na gardle i walczy, jest ważny. W ŁKS-ie są dobrzy piłkarze. W dodatku płyta była fatalna i przez to gry w piłkę było mało, a więcej walki. W takiej sytuacji łatwo popełnić błąd. Trzeba być w stu procentach skoncentrowanym i dać z siebie wszystko. My to zrobiliśmy - wywozimy punkt z wyjazdowego meczu, a więc nie kończymy z zerowym kontem - powiedział "Palmer".

Zdaniem defensora czerwono-biało-czerwonych, to ŁKS musiał, a Widzew mógł wygrać w 62. derbach Łodzi. - Widać było, że ŁKS był zmotywowany. Oni wciąż mają ciężką sytuację z punktu widzenia tabeli, więc musieli ten mecz wygrać. My noża na gardle nie mieliśmy, chcieliśmy zagrać dla kibiców i postawić rywalom wysoko poprzeczkę. To wszystko dzisiaj było - stwierdził Bieniuk. - Na pewno ŁKS to drużyna niebezpieczna i groźna. Ci zawodnicy z nazwiskami, którzy przyszli do tego klubu, łapią w tej chwili formę i wyglądają coraz lepiej. Trochę brakuje im kondycji i formy, bo nie trenowali przed rundą. Każda drużyna jednak musi się bać ŁKS-u - dodał.

Widzew zdobył bramkę otwierającą wynik spotkania w 51. minucie, ale nie cieszył się długo prowadzeniem. 60 sekund później na 1:1 trafił Marek Saganowski. Jak ta sytuacja wyglądała z perspektywy obrony czerwono-biało-czerwonych? - Ktoś zgubił piłkę na 25. metrze, która potem poszła na skrzydło. Następnie piłkarze ŁKS-u rozegrali akcję szybko do boku, co zakończyło się dograniem w pole karne. My byliśmy źle ustawieni - chcieliśmy rozegrać piłkę, a ją straciliśmy. Najłatwiej wtedy o błąd. Nie można stracić piłki w tym sektorze boiska w tak łatwy sposób - opisał sytuację Bieniuk. "Palmer" stworzył jeszcze jedną bramkową okazję gospodarzom, kiedy w drugiej połowie podał wprost do Saganowskiego. Napastnik ŁKS-u nie wykorzystał jednak szansy, strzelając prosto w Macieja Mielcarza. - Zadrżało mi serce przy tym podaniu. To był prosty błąd wynikający z momentu dekoncentracji. Widać, że nie jestem jeszcze ograny. W końcu nie grałem 5 miesięcy w piłkę. Myślę jednak, że dzisiaj było ze mną lepiej, a w następnym meczu jeszcze się poprawię - powiedział podopieczny trenera Mroczkowskiego.

Remis w derbach Łodzi nie satysfakcjonuje w pełni piłkarzy Widzewa, ale także nie sprawia im krzywdy. - Dzisiaj możemy wracać do domu z podniesioną głową. Nie ma co patrzeć w dół i się załamywać, bo przełamaliśmy złą passę. Teraz tylko musimy wygrać u siebie z Legią dla kibiców - zakończył Bieniuk.

Komentarze (0)