Piotr Petasz przeszedł w Pogoni drogę od bohatera do zapomnianego w głębokich rezerwach piłkarza. Gdy przed trzema laty pojawił się w drugoligowym wówczas klubie, praktycznie od niego rozpoczynano ustalanie składu. Dynamiczny w pojedynkach indywidualnych pomocnik wyróżniał się niezwykle silnym strzałem z dystansu. Bramki zdobyte przez "Petiego" w ten sposób na długo zapadły w pamięć kibiców.
Z upływem czasu rola Petasza w zespole malała. Skrzydłowy nie poradził sobie z rosnącą konkurencją, pod wodzą Artura Płatka oraz Marcina Sasala dostawał niewiele szans, a jeśli już pojawiał się na boisku, to dawał szkoleniowcom niewiele argumentów, by na stałe wskoczyć do jedenastki. Zimą ostatecznie rozstał się z Pogonią.
- Czułem się tam niepotrzebny, dlatego musiałem zmienić barwy klubowe. Już jesienią nie łapałem się do meczowych osiemnastek. Dlatego chciałem od razu przed okresem przygotowawczym wyjaśnić swoją sytuację i spokojnie ruszyć z treningami w takim zespole, który mnie potrzebuje - wrócił myślami Petasz, który w przypadku pozostania w Szczecinie prawdopodobnie podzieliłby los innych odrzuconych zawodników i wylądował w rezerwach.
- W Pogoni można się było spodziewać wszystkiego... - odpowiedział pomocnik. - Nie chcę oceniać trenera Pogoni, nie od tego teraz jestem. Na pytanie czy dzisiaj grałbym w czwartej lidze, odpowiadam: nie wiem. Trzeba pytać Sasala - mówił dyplomatycznie gracz Wisły Płock.
- W Pogoni spędziłem moje najlepsze lata, dlatego cały czas jej kibicuje i obserwuje sytuacje tego klubu. Na razie nie wygląda to za ciekawie, a ostatnie wyniki bardzo mnie dziwią. Tam zbudowali tak silną kadrę z tyloma zawodnikami, że myślałem, że będą wygrywać mecze po 2:0 lub 3:0 - ocenił Petasz sytuację pogrążonych w kryzysie Portowców.
- Wierzę jednak, że się odblokują, zaczną wygrywać i wywalczą awans - zapewnił skrzydłowy Wisły, który w sobotę przypomniał się zachodniopomorskim kibicom. Wraz z nowym zespołem, który w przeciwieństwie do Pogoni systematycznie zbiera punkty, zremisował z Flotą 2:2.
- Jechaliśmy do Świnoujścia po komplet oczek, zwycięstwo było według nas realne także po pierwszej połowie. Obserwując jednak przebieg spotkania, w którym przegrywaliśmy już dwiema bramkami i gospodarze mieli karnego, cieszymy się z remisu - ocenił Petasz, którego powrót do formy zwiastował udział przy drugim golu.
- Po strzale z rzutu wolnego miało wpaść bezpośrednio - uśmiechnął się "Peti". - Cieszy jednak to, że w polu karnym znalazł się Łukasz Nadolski i dobił moje uderzenie - dodał po chwili.