Śląsk znów reaktywował Wołczka
Krzysztof Wołczek nie został przez Śląsk Wrocław zgłoszony do rozgrywek. Z WKS-em normalnie jednak trenował, lecz nie mógł występować w żadnych meczach. Podobna sytuacja miała miejsce w rundzie jesiennej. Wtedy Wołczek na skutek kontuzji jednego z kolegów z zespołu został reaktywowany przed meczem z KGHM Zagłębiem Lubin. Teraz historia zatoczyła koło.
Kilka dni temu Krzysztof Wołczek zajął miejsce Jarosława Fojuta na tzw. liście A, uprawniającej do występów w wiosennych meczach Śląska Wrocław. Zmiana była podyktowana kontuzją "Jeffa", z powodu której obrońca wicemistrzów Polski w tym sezonie już nie zagra. Zgodnie z obowiązującymi przepisami w takiej sytuacji można wprowadzić zmianę na liście A. Podobna sytuacja miała miejsce jesienią. Wtedy też z powodu kontuzji Amira Spahicia do rozgrywek został zgłoszony właśnie Wołczek. 33-letni obrońca zdążył zagrać wówczas w dwóch meczach ligowych i jednym pucharowym. Wiosną znowu nie znalazł się na liście A, ale cały czas trenował z pierwszą drużyną. W minionym roku jego pierwszym meczem po powrocie było starcie z KGHM Zagłębiem Lubin. Śląsk co prawda wygrał w Lubinie 5:1, ale Wołczek popisał się wtedy trafieniem samobójczym.
Tym razem znów okazało się, że Wołczek jest potrzebny w trybie pilnym. Znalazło się dla niego nawet miejsce w wyjściowym składzie, a piłkarz został obdarzony przez Oresta Lenczyka takim zaufaniem, że... otrzymał opaskę kapitańską. Śląsk, mimo iż grał w rezerwowym składzie, lubinian pokonał 2:1. - To świadczy cały czas o naszej szerokiej kadrze, a nawet o osobach spoza kadry, którzy się wzięli w pierwszym składzie. Tym bardziej mówi to o jakości naszej drużyny, dobrej atmosferze, bo ja nawet będąc poza kadrą nie obrażałem się, nie psioczyłem na cały świat, mimo że uważałem, że nie była to zasłużona decyzja, chociaż nie wiem do końca czyja. Ciężko pracowałem i jak byłem potrzebny, a w niedzielę byłem, to myślę, że swoją rolę wypełniłem tak, jak należy - skomentował doświadczony zawodnik po meczu.
Wołczek nie wspomina jednak z przekąsem meczu z Zagłębiem z rundy jesiennej. Mimo iż umieścił on piłkę we własnej bramce, to jego drużyna odniosła efektowne i prestiżowe zwycięstwo. - Strzeliłem bramkę samobójczą, aczkolwiek wygraliśmy 5:1 tamten mecz. Zresztą Zagłębie nie ma do nas za bardzo szczęścia, bo jak jestem tutaj osiem lat, to jeszcze z nami nie wygrali. Czy miałem coś do udowodnienia? Nie. Ja bardziej samemu sobie miałem do udowodnienia, że potrafię grać w piłkę, mimo że ostatnie pól roku w nią nie grałem. Cały czas byłem czujny, wiedziałem że mogę wskoczyć do składu i grać - wyjaśnił piłkarz.
Do końca sezonu w T-Mobile Ekstraklasie pozostały już tylko dwie kolejki. Aktualnie wrocławianie mają tyle samo punktów, co prowadząca w tabeli Legia Warszawa. Śląsk cały czas ma więc realne i poważne szanse na mistrzostwo Polski. - Zostało kilka dni do końca ligi i dwa spotkania. Patrzymy na siebie. Myślę, że jeżeli wygramy z Jagiellonią, to w Krakowie będziemy walczyć o mistrzostwo Polski - zaznaczył Wołczek.
Pytanie jednak, czy wystąpi on w najbliższych dwóch spotkaniach. - Nasz trener dosyć mocno rotuje składem. Ciężko wykreować, jaki będzie skład na następny mecz. Nie mam pojęcia, nie wiem - podsumował.