Co to kur.. miało być!? - za co sztab szkoleniowy Bogdanki zrugał arbitra?

- Co to kur.. miało być!? Wiadomo, Polonia spada, to trzeba jej pomóc! - w asyście tego rodzaju potoku pomyj padających z ust asystenta trenera Bogdanki do szatni schodził sędzia Jacek Zygmunt, arbiter piątkowego meczu Polonii Bytom z Bogdanką Łęczna (1:1).

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Ostatnimi czasy sędziom rozstrzygającym zawody przy Olimpijskiej się nie szczęści. Nieco ponad miesiąc temu drugi trener Olimpii Elbląg, Szymon Szałachowski o arbitrze głównym wyjazdowego spotkania z Polonią Bytom, Erwinie Paterku wypowiadał się w bardzo cierpkich słowach. Zarzucił też PZPN, że związek przez cały sezon kopał beniaminka.

Wydawało się wówczas, że wszelkie granice dobrego smaku i pomeczowych emocji zostały przekroczone. Wszyscy ci, którzy byli świadkami tej sceny i wydarzeń po piątkowym meczu niebiesko-czerwonych z Bogdanka Łęczna byli zmuszeni do zmiany zdania. - Co to kur.. miało być!? Wiadomo, Polonia spada, to trzeba jej pomóc! - krzyczał w ucho schodzącego do szatni Jacka Zygmunta asystent trenera górniczej drużyny.

Warto podkreślić, że była to jedna z "lżejszych" wypowiedzi przedstawiciela sztabu szkoleniowego drużyny z Lubelszczyzny. Wszystkie te arbiter puścił pomimo uszu, choć zgodnie z prawem, mógł postarać się o sankcje związkowe dla klubu i cywilne dla lżących w obelżywy sposób osób, bo autor słów w swoich wypowiedziach nie był odosobniony.

Co tak rozsierdziło sztab szkoleniowy Bogdanki? Jak się okazuje, powód mocno prozaiczny. - W duchu futbolu, kiedy zespół wywalcza rzut rożny, to go wykonujemy, a arbiter w tym momencie zakończył mecz. W doliczonym czasie gry też były niewielkie przerwy w grze, które sędzia powinien doliczyć do czasu przebywania zawodników na boisku. Obserwuję pracę najlepszych i nigdy nie widziałem, żeby któryś z sędziów zakończył połowę, kiedy zespół miał do wykonania korner - przekonuje Piotr Rzepka, opiekun drużyny z Łęcznej.

W swoim wywodzie szkoleniowiec Bogdanki trafił kulą w płot, bowiem w identyczny sposób postąpił sędzia Paweł Raczkowski, główny rozjemca czwartkowego meczu 29. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Górnikiem Zabrze a Wisłą Kraków, zapraszając zawodników na przerwę w momencie, w którym Łukasz Skorupski przeniósł nad poprzeczką strzał Cwetana Genkowa. - Dla nas stałe fragmenty gry są bardzo ważne. Jedyną bramkę w tym meczu strzeliliśmy właśnie po rzucie rożnym i nie wiadomo jak zakończyłby się ten, gdyby sędzia pozwolił nam go wykonać - dodaje trener łęczniańskiej drużyny.

- Nie chcę, żeby ktoś mnie źle zrozumiał. Nie komentuję z natury pracy sędziego. On też jest człowiekiem i ma prawo się pomylić. W trakcie meczu może uczynić to nawet wielokrotnie, bo nie zawsze na boisku wszystko widzi się jak na dłoni. Takich rzeczy, jak momenty, w których można zakończyć połowę spotkania sędzia dowiaduje się na pierwszych kursach. Ten kto się do tego stosuje, to nie kreuje się na bohatera, bo przecież pan Zygmunt miał świadomość, że jak nam nie da tego rogu wykonać, to emocje gdzieś w nas mogą puścić i puściły. To nam przejdzie, bo emocje zawsze opadają, ale zastanawia mnie jak taki człowiek może być bez wyobraźni - wzrusza ramionami Rzepka.

Szkoleniowiec pretendenta do walki o awans do elity przekonuje, że w swoim zachowaniu on sam i jego współpracownicy kierowali się tylko dobrem futbolu. - Wszyscy jesteśmy zakochani w futbolu i chcemy, żeby polska piłka była coraz lepsza. Tym bardziej teraz, kiedy jesteśmy tak blisko Euro 2012, powinniśmy kłaść nacisk na to, żeby polski futbol równał do Europy. Cieszę się, że przy okazji tego meczu spotkałem się z Darkiem Fornalakiem [trener Polonii Bytom - przyp. red.], z którym razem graliśmy w reprezentacji Polski. Przypominamy sobie jak to było, jak byliśmy piękni i młodzi. Na boisku między sobą rywalizujemy, ale to zdrowa rywalizacja. A takie szczególiki jak brak kornera potrafią zepsuć całą atmosferę. Tak być nie powinno - podkreśla opiekun Bogdanki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×