Paweł Patyra: W środę udało wam się pokonać Bogdankę Łęczna 1:0, jednak przez znaczną część meczu zanosiło się na bezbramkowy remis.
Błażej Radler: Na pewno pierwsza połowa nie była obfita w sytuacje podbramkowe. Były jakieś stałe fragmenty z jednej i z drugiej strony. Druga połowa zaczęła się dla nas bardzo źle. Mikeil Williams dostał czerwoną kartkę. Taktyka drużyny została wywrócona do góry nogami. Musieliśmy czekać na swoją szansę. Graliśmy bardzo skomasowaną obroną, ale na szczęście ta jedna kontra nam się udała i Vuk Sotirović strzelił bramkę.
Mieliście trochę pretensji do swojego kolegi za tę czerwoną kartkę? Brutalny faul, za który został ukarany drugą żółtą kartką był ewidentny.
- No, tak. Myślę, że Mikeila troszeczkę poniosły emocje. Trudno, to już się stało i od tej minuty musieliśmy zrobić zmiany w ustawieniu drużyny i grać dalej. Takie rzeczy się zdarzają. Na szczęście wszystko ułożyło się po naszej myśli.
Trzeba oddać Pogoni, że długo posiadała optyczną przewagę i przy stanie 0:0 częściej utrzymywała się przy piłce.
- Można powiedzieć, że tak jest nasza gra. W każdym spotkaniu, które rozgrywamy w I lidze to my częściej utrzymujemy się przy piłce niż drużyna przeciwna. Mamy bardzo dobrze wyszkolonych zawodników w środkowej strefie, którzy operują piłką. Jest Ława, Akahoshi i Maksymilian Rogalski. Myślę, że ta trójka napędza grę i jesteśmy naprawdę silni w ataku pozycyjnym. To było widać w Łęcznej. Mimo tego, że graliśmy w dziesiątkę, próbowaliśmy utrzymać się przy piłce. Wiadomo, że wtedy przeciwnik podwójnie traci siły. Czekaliśmy na ten moment i na szczęście go wykorzystaliśmy.
Szczególnie w drugiej połowie zagraliście bardzo odważnie. Choć musieliście radzić sobie w osłabieniu, to na murawie pojawił się napastnik - Vuk Sotirović i i graliście ofensywnie o zwycięstwo.
- Po tych dwóch porażkach pod rząd, których ostatnio doznaliśmy, zostało pięć kolejek i nie mieliśmy nic do stracenia. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że nie wywożąc z Łęcznej trzech punktów ten awans oddaliłby się. Musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę. Byliśmy bardzo czujni w obronie i wyprowadzaliśmy kontry. Próbowaliśmy właśnie tak grać i to nam się powiodło.
Dlaczego to przełamanie nastąpiło dopiero w Łęcznej?
- Naprawdę nie znamy odpowiedzi na to pytanie. Mimo tego, że z Dolcanem i Kolejarzem rozegraliśmy naprawdę dobre spotkania, to przegrywaliśmy. Z Kolejarzem stworzyliśmy sobie tyle sytuacji, że powinniśmy spokojnie wygrać mimo tych straconych bramek. Nawet 5:2 - były słupki, poprzeczki. Taki jest urok piłki i dlatego jest taka piękna.
Macie jednak świadomość, że jedno zwycięstwo może dać niewiele w kontekście całego sezonu, jeżeli w końcówce nie zaczniecie wygrywać?
- Tak, zgodzę się z tym. Ale dało wiele, bo dało nadzieję, morale drużyny znowu się podniosą. Możemy powiedzieć, że ciężka praca w końcu przynosi efekty. To jest przełomowy moment dla Pogoni. Myślę, że od meczu z Katowicami u siebie będziemy piąć się w górę tabeli.
Terminarz końcówki sezonu jest raczej korzystny dla Pogoni. Z drużyn walczących o awans zagracie jeszcze tylko z Zawiszą Bydgoszcz.
- Szczerze powiem, że nie ma co gdybać kto jest słaby, a kto dobry. Uważam, że ta liga jest naprawdę wyrównana. Wydawało się, że z tymi "słabszymi" rywalami pójdzie nam łatwiej, a tak nie było, bo przegraliśmy z Elblągiem i nie wygraliśmy z Grudziądzem, który walczy o utrzymanie. Ja nie odbierałbym tego w takich kategoriach, że któraś drużyna jest słabsza, a któraś mocniejsza.
W środę ostatecznie wyleczyliście Bogdankę z marzeń o awansie.
- Jeszcze są cztery kolejki i Bogdanka podejmuje bezpośrednich rywali. Łęcznianie jeszcze mają wszystko w swoich głowach i nogach. Naprawdę jeszcze wszystko może się wydarzyć. Cała ta runda pokazała, że my mając taką przewagę na początku zniwelowaliśmy ją.
Liczycie po cichu, że Bogdanka Łęczna wam pomoże? Zagra przecież u siebie jeszcze z Piastem Gliwice i Termaliką Bruk-Bet Nieciecza.
- Każdy zespół ma swoje ambicje. Każdy gra dla siebie, dla swoich rodzin i dla kibiców. Chłopaki pewnie mają jakieś premie, a każdy chce zarabiać pieniądze i pokazywać się z jak najlepszej strony. Kluby z ekstraklasy oglądają zawodników. W Łęcznej jest ciekawy zespół, gdzie gra dużo młodych chłopaków i nie jest powiedziane, że któryś z nich nie trafi do ekstraklasy.
Na finiszu rozgrywek uda wam się jeszcze wrócić na fotel lidera czy też skupiacie się na awansie na drugie miejsce?
- Tego nie wiem. Wiem tylko, że Termalica przegrała i mamy już tylko trzy punkty straty. Wszystko może się wydarzyć. Termalica gra jeszcze z Zawiszą i na koniec jedzie do Łęcznej, tak że można jeszcze wszystkiego się spodziewać.