Trudno byłoby wyobrazić sobie dziś GKS Katowice bez Przemysława Pitrego w składzie. Doświadczony zawodnik śląskiej drużyny na wiosnę imponuje formą i głównie za jego sprawą katowiczanie mogą być dzisiaj spokojniejsi o ligowy byt niż goniący ich maraton. - Cieszy to, że czasami tę bramkę strzelę i dam punkty drużynie. Mecz z Polonią był dla nas kluczowy, a ja chyba mam na nich patent, bo strzeliłem jesienią i teraz też wpadło - triumfuje pomocnik drużyny z Bukowej.
Trafienie w ostatnim meczu Pitry uczcił tradycyjną kołyską. - W moim życiu w przeciągu ostatniego roku wiele się zmieniło. Urodziła mi się druga córka i dla niej chciałem tę bramkę strzelić. Przy okazji w tym samym czasie urodziła się córka Jackowi Kowalczyki, także było co świętować - przyznaje doświadczony gracz katowickiej drużyny.
- Cały czas jesteśmy w grze o utrzymanie, dlatego w końcówce sezonu musieliśmy trochę skorygować taktykę. W meczach u siebie gramy z trochę innym nastawieniem, ale to nam przynosi punkty, więc ta decyzja była dobra. Na wyjazdach też gramy trochę inaczej i ostatnio przywieźliśmy punkt z Gdyni. Trzeba jeszcze w tej końcówce powalczyć, bo przed nami cztery ciężkie mecze. Jakaś przewaga nad strefą jest, ale cały czas musimy mieć się na baczności, bo drużyny z dołu też punktują - przestrzega Pitry.
GieKSa w końcówce sezonu gra agresywniej. Pressing już na połowie rywala to domena katowiczan w ostatnich meczach i tak ma być do końca sezonu. - To znacznie podnosi konieczność dobrej wydolności organizmu, bo przez cały mecz praktycznie biegasz za piłą. Prawda jest jednak taka, że rywal grający pod presją, to bardzo często rywal popełniający błąd, stąd po każdym meczu czujemy każdy przebiegnięty kilometr w kościach. Jesteśmy jednak zawodowcami i to jest nasza robota, którą musimy wykonać - wskazuje piłkarz drużyny ze stolicy Górnego Śląska.
- Pogoń ostatnimi czasy się przebudziła, dlatego będzie to dla nas ciężka przeprawa. Ponadto czeka nas bardzo długa podróż, co na pewno nam nie pomoże, ale jestem przekonany, że wszystko zostanie odpowiednio dawkowane i w Szczecinie będziemy w optymalnej dyspozycji. Świetnie pamiętamy mecz sprzed roku, gdzie wyszliśmy ze stanu 1:3 na 4:3 w trakcie pięciu ostatnich minut spotkania. Nie mamy nic przeciwko temu, żeby znowu strzelić tam cztery bramki, ale z tyłu zagramy na "zero" - zapewnia 30-letni zawodnik.