W środowe popołudnie w Kaliszu doszło do spotkania 32. kolejki II ligi zachodniej. Znajdująca się w trudnym położeniu Calisia podejmowała Górnika Wałbrzych. Piłkarze z Wielkopolski, przed arcyważną potyczką, zajmowali 14. miejsce w drugoligowym zestawieniu. Pewne było, że grając z "nożem na gardle" kaliszanie nie odstawią nóg.
Wyświechtaną maksymę do serca wziął sobie bułgarski skrzydłowy, Stajko Stojczew. Jeden z najlepszych graczy beniaminka w ostatnich tygodniach notował kolejny dobry występ, aktywnie włączając się do ofensywnych poczynań swojej drużyny. Aż do feralnej 37. minuty meczu...
Po bitym przez niego rzucie rożnym piłka wtoczyła się na skraj pola karnego. Stojczew widział nadbiegającego z naprzeciwka Marcina Morawskiego. Złożył się do uderzenia, ale został brutalnie sfaulowany przez kapitana rywali. Dwie wyprostowane nogi bezlitośnie skrzywdziły ambitnego Bułgara, który poleciał wysoko w powietrze i runął na ziemię. Sam nie dowierzał temu, co zobaczył parę sekund później.
Uraz bliźniaczo przypominał to, co stało się Marcinowi Wasilewskiemu kilkanaście miesięcy wcześniej, podczas starcia Anderlechtu z Standardem. Kibice chwytali się za głowy widząc makabryczne przemieszczenie w lewej nodze Bułgara, co przyrównywane było do "ledwo trzymającej się nogi na skórze". - Półtora roku przerwy w grze. Może podziękować koledze za to, że pomyślał podczas tej interwencji - diagnozował i gorzko ironizował po meczu Grzegorz Dziubek, opiekun gospodarzy.
Na murawie natychmiast pojawiły się służby medyczne, a tuż po chwili także karetka pogotowia. Ratownicy jednak nie wykazali się swoimi możliwościami, bowiem do akcji wkroczył... bramkarz kaliskiej drużyny, Tomasz Frontaczak, na co dzień właśnie pracownik pogotowia ratunkowego, który łączy swoje zajęcie z grą w piłkę. Został nagrodzony brawami od kaliskiej publiczności za pomoc, ale również uspokojenie sytuacji pod bramką Górnika. Zawodnicy z Wałbrzycha jeszcze długo nie mogli pogodzić się z decyzją o wyrzucenia z boiska ich kapitana i próbowali usprawiedliwić jego zachowanie.
- Bardzo współczuję kontuzjowanemu, ale proszę mi wierzyć, że Marcin Morawski nie jest piłkarzem, który mógłby zagrać w ten sposób z premedytacją. To był po prostu wypadek, za który bardzo przepraszam - dodał na konferencji prasowej trener Górnika, Robert Bubnowicz.
Stojczew zszedł z boiska przy stanie 0:0. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, mimo że od feralnej 37. minuty gospodarze grali w przewadze. Goście ograniczyli się do obrony wyniku i wyprowadzili tylko dwie groźne sytuacje. Jedna z nich zakończyła się niespodziewanym golem przyjezdnych, na które kaliszanie zdołali odpowiedzieć tylko raz. Sytuacja Calisii rysuje się w coraz ciemniejszych barwach.